Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

środa, 17 listopada 2010

Konferencyjnie w stolicy

  1. Bardzo dziękujemy za rady odnośnie wózka, o którym pisałem poprzednio - nazywa się Espiro GTX. Jeśli ktoś się chciałby czymś podzielić, albo jakiś inny model sprawdzony zaproponować - bardzo chętnie :)
  2. Co do diety - w sumie, czy ja o tym ostatnio coś wspominałem? Bo nie pamiętam... W każdym razie - może jakoś później o tym napiszę, jak weny nie będę miał, bo to dłuższa historia jest. W każdym razie - da się schudnąć, jak się człowiek uprze. Tylko muszę teraz uważać, żeby nie wróciło :P
>>>

Jak to wprost napisałem poprzednio, poniedziałek i wtorek spędziłem w rozjazdach. A konkretnie - w stolicy naszej pięknej, na konferencji poświęconej tegorocznej nowelizacji najbardziej interesującej mnie z zawodowego punktu widzenia ustawy.

Do Warszawy - pociągiem. Godzinowo pasował bardziej, więc pojechałem czymś, co się nazywa TLK (Tanie Linie Kolejowe). Spora różnica w cenie w stosunku do Intercity - a ich wagony i wystrój. Jak to skomentowała jedna z osób, z którymi jechałem - to samo, co tam, tylko nie dają zeschniętych ciastek i lurowatej kawy w cenie. Nie wiem, rzadko jeżdżę. Pewnie wypowiadający się korzysta z tych usług częściej. Kupowałem bilet chyba już w momencie, gdy pociąg jechał - z Kołobrzegu bodajże, a w ogóle to do Krakowa - więc o miejscówce nie było mowy. Ryzyk fizyk, jak to mówią.

Wsiadłem do przedziału ze starszym państwem (I klasa - zajmowali 4 z 6 miejsc) i zająłem przedostatnie wolne. Z pewną dozą niepokoju oczekiwałem na poszczególne stacje - ale nie, nikt nie przyszedł z miejscówką na moje miejsce. Spokojnie było, i o to mi chodziło. Przeczytałem w całości gazetę, potem jedną niezbyt grubą książkę, taki wywiad-rzekę tzw.

Chwilami rozmawiałem, szczególnie za starszymi z jadących w tym przedziale. Małżeństwo, na oko 70 lat lekko. Z rozmowy widać było, że ludzie oczytani, ze sporą wiedzą, pan wypowiadał się bardzo ładnym językiem i z bardzo dobrą dykcją. Ludzie u schyłku życia - podczas gdy ja zdecydowanie bliżej początku. O czym rozmawialiśmy? O tym, jaki świat jest dzisiaj - ludzie, priorytety, zainteresowania, sposób bycia, kultura. Mogli by być moimi dziadkami - a jednak w większości podzielałem ich zdanie i zaniepokojenie pewnymi masowymi zjawiskami. Oni się chyba z tego cieszyli. Nie, nie przytakiwałem bezmyślnie, żeby tylko już do mnie nie mówili i dali spokój - rozmowa była całkiem miła.

Byli umówieni, że córka miała odebrać ich na dworcu. Po drodze okazało się, że z jakiegoś powodu umówili się z córka dobra godzinę po planowym przyjeździe pociągu. Więc pan dzwonił do niej - ale okazało się, że o tej porze to ona nie może. Znad książki spojrzałem na panią - widać, przykro jej było, choć się chyba tego spodziewała. Powiedziała potem do niego Wiesz, jak zadzwoni jeszcze raz i powie, że przyjedzie jednak, to powiedz, że damy sobie radę. To musiało boleć.

Czasami, dla odpoczynku, podnosiłem głowę znad lektury - i patrzyłem na to, co za oknem. Pogoda, zanim się nie ściemniło, piękna była. Słońce, ciepło całkiem, łąki, lasy, pola, małe i większe miejscowości. Świat żyjący swoim własnym rytmem - i tylko ten mój czy jakiś inny pociąg czasami pędził obok. Jedna pozytywna obserwacja - wszędzie remonty i budowa, czy to dróg, czy torów. To dobrze. Coś nam po tym Euro 2012 zostanie - nawet jak (prawie na pewno) drogi dokończą już po mistrzostwach.

Główna hala Dworca Centralnego w remoncie, dokładnie w połowie - śmiesznie to wyglądało, bo dosłownie: pół już w nowych kafelkach i z nowymi lampami, a pół... Cóż, wczesny Gierek :) Wystarczyło z dworca wyjść z dobrej strony, żeby zobaczyć Novotel, gdzie miałem rezerwację. Właściwie linia prosta: dworzec - PKiN - Novotel. No tak - ale jak tam dojść? Na skrzyżowaniach nigdzie nie uraczyłem przejść dla pieszych - pomysłowo, jest za to sieć przejść podziemnych. Trochę gimnastyki umysłowej połączonej z testowaniem orientacji w terenie to kosztowało - ale trafiłem i wyszedłem dokładnie przed wejściem do hotelu. Klaustrofobicznie pod ziemią - niskie stropy bardzo w tych przejściach; głową nie zahaczałem, ale nieprzyjemnie.

Hotel olbrzymi, jak w filmach. Pierwsza zagwozdka - jak ruszyć windą? Na 7 piętro z buta się nie wybieram. Okazało się, że potrzeba było skorzystać z karty z chipem. Analogicznie w pokoju - włożyć do gniazdka przy wejściu, żeby światła się odpaliły. Cóż, mnie dojście do tego ze 2 minuty zajęło :P Świetny widok z okna - na PKiN właśnie. Odświeżyłem się i poszedłem na miasto - szef był w siedzibie firmy, a ja byłem głodny. Z braku pomysłów - skończyło się na McDonaldzie - tak, junkfood, ale wiem, co dostanę mniej więcej. Obszedłem PKiN - świetnie oświetlony wieczorem. Potem poszliśmy jeszcze na późną przekąskę, jak się zeszliśmy w hotelu. Trudno zasnąć z dala od domu, bez żony. Pewnie - telefony, smsy, ale to bardzo mało.

Straszna bieda w tej Warszawie. Tzn. kontrast. Uderzające w człowieka z każdej strony neony wielkich sklepów, obniżki, krzyczące plakaty... Ścisk ludzi. I w tym wszystkim bardzo wiele biedaków, żebraków czy naciągaczy. Naprawdę dużo. Przerażające to centrum trochę.

Rano szybkie i bardzo dobre śniadanko, i szybko do budynku PANu, gdzie szef na swoje szkolenie, a ja na konferencję. Miałem czasu trochę, porozglądałem się. Potem czas leciał bardzo szybko - leki poślizg czasowy, poszczególne referaty przeplatane krótkimi przerwami kawowymi i dłuższą, na lunch. Ciekawe wystąpienia, fajne prezentacje, prelegenci mówili ciekawe i czasami umiejętnie zachęcali do własnych rozważań. I, co najważniejsze, nie byli nienaturalnie zgodni - ale były kwestie, co do których się nie zgadzali, o czym mówili wprost. Na końcu - dyskusja, a właściwie okazja do zadania pytań przez obecnych. To był dobry czas, myślę że sensownie spędzony. Teraz, na potrzeby firmy, muszę to jakoś opisać - ale to już jutro, dzisiaj mi się nie chce.

Po zakończeniu dołączyło do nas jeszcze 2 pracowników, którzy też załatwiali coś w Wawie, i ruszyliśmy do Trójmiasta. Samochodem - szef nim przyjechał, bo nie było na żaden pasujący mu pociąg do W-wy miejscówek, więc tak przyjechał. Wyjazd ze stolicy - bagatela, 1,5 h. Masakra jakaś. Potem już, po przerwie w McDonaldzie - wszyscy dość głodni byli - śmigaliśmy całkiem żwawo, pomimo nawet mocno padającego deszczu. Po ok. 4 h byłem pod domem. Szybkie rozpakowanie, i byłem w łóżku.

Dopiero dzisiaj po pracy zobaczę żonkę - nie znosi sama w domu być, nie chciała sama spać, więc przeniosła się na te niespełna 3 dni do rodziców. Stęskniłem się za nią bardzo :) I za malutkim naszym, oczywiście, też :)

Dzisiaj też zapowiada się bardzo ważna rozmowa z mamą, po pracy. Zobaczymy...

2 komentarze:

  1. O proszę jaka konkretna notka na temat konferencji, fajnie wszystko opisane. Ech... bieda to chyba nie tylko w Warszawie.

    Swoją drogą dzięki takim konferencjom masz okazję trochę pozwiedzać, fajna sprawa.

    Życzę powodzenia w rozmowie z mamą, oby wszytso było okej :-)

    Pozdrawiam

    od-nowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasza stolica jednak ładna jest i robi wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)