Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

środa, 26 października 2011

21. Po "tygodniowym urlopie"

O tym, że słabo ze mną było, świadczyło, że nic nie napisałem...

Było naprawdę słabo. We wtorek, środę i czwartek, głównie wieczorem, gdyby nie ketonal, który dostałem we wtorek, razem z tygodniowym zwolnieniem lekarskim, to nie wiem, co bym zrobił. Po poniedziałkowym wieczorze pojechałem rano we wtorek do internistki, tłumacząc, że nie nadaję się w tym stanie do niczego, a już na pewno do pracy; że niby mam w czwartek iść do dentystki, ale nie jest powiedziane, że mi wyrwie ząb, jak stan zapalny nie zejdzie. Zlitowała się, dała zwolnienie, dała ketonal. Na szczęście ketonalu nie używałem - ale praktycznie do piątku byłem non-stop na ibupromie max, przy czym przy max dawce chyba ze 2 razy przekroczonej. 

W środę pojechałem do dentystki i udało się, zęba się pozbyłem. Było o tyle łatwo, że obok siódemki nie było, więc miała ładny dostęp. Ale pełen profesjonalizm - panie, dentystka i asystentka, widząc, że byłem strasznie przerażony, tak zagadywały, tak rozładowywały napięcie, że prawie nie zauważyłem, jak pani jednym wprawnym ruchem wyjęła resztkę tego, co było swego czasu moją lewą górną ósemką. Fakt, niewiele z niej zostało.

Niestety, okazało się, że do wyrwania jest, również boląca, ósemka po przekątnej, czyli prawa dolna. Niestety, uprzedziła, że tu może dojść do chirurga - ząb mały, siódemka obok jest, więc może się nie udać z rwaniem. Ale podtruła ząb i już nie boli. Dostałem skierowanie, w piątek - pierwszy dzień chyba od 2 tygodni, kiedy nic mnie nie bolało, i nie brałem przeciwbólowych, pojechałem szybko, wykorzystać ostatni dzień zwolnienia, i zdjątko mam. 

Tydzień, generalnie, do bani, wyjęty w dużej mierze z życiorysu z powodu bólu. Rzadko mnie cokolwiek boli, ale nikomu czegoś takiego nie życzę. Jeszcze jednego dnia, gdy ból zęba przechodził w ból głowy i w ból łopatki, wpadłem na dość słaby pomysł posmarowania łopatki maścią rozgrzewającą. Tylko że to rozgrzanie doszło... do zęba prawie, i bolało jeszcze bardziej. Nie polecam. 

Za to z czystym sercem polecam gabinety stomatologiczne LuxMed. Berz problemu tego samego dnia udało mi się zapisać na wizytę, szybko, miło, czyściutko, nowoczesny sprzęt, i przede wszystkim personel z naprawdę normalnym podejściem. Za normalne pieniądze, choć spodziewałem się dużej różnicy cenowej - ale u poprzedniej dentystki to samo płaciłem. 

Dominiś rośnie, gada coraz więcej. W sobotę przyszła zaprzyjaźniona pani pediatra i zbadała malutkiego. Zdrów jak ryba. Mam nadzieję, że tak zostanie - przy temperaturach na poziomie 5-10 stopni, tłuczeniu się przepełnioną komunikacją miejską do/z pracy i choróbskach w pracy, nawet bardzo się starając można jakieś choróbsko przynieść. Pani powiedziała, że dobrze by było, gdyby nie chorował tak do 11-12 m-cy, wtedy będzie miał własną lepszą osłonę antybakteryjną, której jeszcze nie ma.

W niedzielę przesadziliśmy malutkiego z gondoli do spacerówki - tzn. zdjęliśmy gondolę, zamontowaliśmy spacerówkę - bo synek nóżkami już pukał w ramę, taki dorodny jest. Nowa perspektywa go najwyraźniej zachwyca - patrzy na wszystko wzrokiem głodnym bardziej niż zwykle, obserwuje, i cieszy się. Jest też większe pole manewru - może leżeć, może siedzieć, i pozycja pośrednia. Może przy okazji to wszystko zmobilizuje go do samodzielnego podnoszenia się? Jak mu podać rączki, to sam zaczyna się rwać do góry, ale sam z siebie jeszcze nie. Popracujemy nad tym :) 

Przestraszyliśmy się w poniedziałek wieczorem, bo strzeliła (dosłownie) jedna z żarówek w górnej lampie w kuchni. Halogenowe lampki takie małe 3, ze szklanymi kloszami dość blisko. Strzeliła żarówką, i poszedł też jej klosz... dokładnie, gdy Natuszka stała pod nią. Na szczęście, nic się nie stało. Posprzątaliśmy wszystko, korek który wyskoczył włączyłem z powrotem. Teraz trzeba poszukać klosza takiego, żeby pasował - dość dziwny. A jak się jeszcze raz coś takiego zdarzy - zmieniamy lampę. Pół godziny przed tym zdarzeniem tuż pod lampą, na stole, najpierw stała wanienka, gdzie Dominisia kompaliśmy, a potem przewijak, na którym go ubieraliśmy. Boję się myśleć, co by się stało, gdyby wtedy lampa strzeliła.

Ale jesień ogólnie piękna jest :)

poniedziałek, 17 października 2011

20. Zęba losy dalsze

Monotonnie? Niestety, nie poradzę.

Weekend zdecydowanie został zdominowany przez ząb. Co zabawniejsze - nie ten, o którym było ostatnio. Serio. W sobotę przed południem rano bolał ten pierwszy, po prawej na dole, a potem... Posprzątaliśmy ledwo, spacerek mały i zakupy spore i owocne w Tesco, no i się zaczęło. Po drugiej stronie twarzy. Po wnikliwych oględzinach okazało się, że odezwała się lewa górna 8. 

Poległ ibuprom zwykły, poległ po części ibuprom max (innych rzeczy nie używam, bo nie działają w ogóle, a ketonalu nie miałem). Jedna wielka głowa, boląca z dwóch stron. Do kościoła z Natuszką i Dominisiem ani na spacer w niedzielę nie poszedłem, i polegiwałem, z przerwami, jak akurat nie bolało chwilę. Najgorzej było w nocy z wczoraj na dziś, kiedy nasz synuś postanowił pogadać z nami... ok. 2:00 w nocy. Niestety, mnie akurat tak bolało, że zasnąć nie szło. Po godzinie szwędania się po mieszkaniu, najpierw z przyłożoną łyżką, później morką skarpetą w charakterze kompresu, jakoś zasnąłem na kanapie. 

Zostałem w domu. Rano nie bolało nie wiem jak mocno, ale zawsze mogło wrócić. Poszukałem i zdecydowałem się na LuxMed w okolicy. Wizyta koło południa, bardzo miłe panie dwie. Wystarczyło, że zajrzała... okazało się, że nie bolał ząb, a jego resztki, ponieważ to, co zostało z niego, niewiele ponad dziąsło wystawało, za to w stanie zapalnym. Dostałem antybiotyk i mam się stawić w czwartek, Jak dobrze pójdzie, kwestia tej 8 będzie załatwiona, a drugi problem może też. I to za dość niewielkie, jak na razie usłyszałem, pieniądze.

Chyba przestawię się na LuxMed, tzn. my z Natuszką. Fakt, dotychczasowa dentystka ma w komputerze całą historię choroby, bo ładnych kilka lat do niej chodziłem. Ale nie umawia się do niej na godziny, tylko jedzie na czuja i albo przyjmuje od razu, albo się siedzi i czeka (jak na coś neutralnego - ok, strata czasu jedynie, ale jak ząb napierd... boli?). A poza tym - drugi koniec miasta. Tutaj - konsultacje za darmo, zabiegi w cenach podobnych, blisko i na godzinę x. I, co ważne przy dłuższych wizytach, mają patent do odsysania śliny w trakcie, czego ta pani nie miała. Więc decyzja dość prosta się wydaje. 

Słabo. 2 dni urlopu na żądanie wykorzystane w 2 tygodnie. Trzeba się wziąć w garść. Jak zęby przestaną boleć, pójdzie z górki.

piątek, 14 października 2011

19. Ząb boly

No właśnie. Boli i nie zamierza przestać, a przynajmniej nie na dobre. 

Poprzednio już pisałem, że niedziela była spisana na straty. W tygodniu? Różnie. Raz w dzień spokój, to w nocy jakoś budziłem się z nim, albo po prostu uświadamiałem sobie boleśnie jego obecność, wstając do Dominisia. A czasami i w dzień łupało.

Chcąc nie chcąc, biorąc pod uwagę potencjalne koszty, proporcjonalnie najpewniej rosnące w miarę upływu czasu od momentu rozpoznania dolegliwości do udania się z nią do specjalisty, pojechałem po robocie wczoraj do dentystki mej. I co? I nic. Bo odbiłem się od drzwi z karteczką, że ma zamknięte w tygodniu tym i przyszłym. Niby ok, tylko sporo czasu straciłem, bo gabinet ma na drugim końcu miasta, w miejscu o dość słabym połączeniu z naszym domkiem (1 trajtek). Ale ma całą historię choroby, czyli komputer z zaznaczonym wszystkim, co, gdzie, jak i kiedy robiła przy którym zębie - co sporo ułatwia sprawę, jak jest jakiś zonk z zębem. 

Tak to jest, jak się nie myśli i nie dzwoni. Wyjaśnię - nie trzeba tam dzwonić i umawiać się, pani przyjmuje wg kolejności, więc nigdy nie dzwoniłem celem umawiania się. 

Trzeba będzie poszukać kogoś innego. Może znajdzie się bliżej - pracy albo domu?

W robocie urwanie d... głowy, bo audyt zbliża się wielkimi krokami. Czyli kserujemy tony papieru (w ramach ochrony środowiska), wynajdujemy projekty sztandarowe, nadające się do pomachania z dumą przed Wielkimi Audytorami (w przeciwieństwie do takich, które mają więcej dziur, niż to jakkolwiek jest dopuszczalne - co akurat wcale nie przeszkadza w ich realizowaniu).

Magik od kaloryferów przyszedł. Godzinę później, niż miał być, po 2 telefonach do spółdzielni. Jeden okazał się prosty problem, w sypialni - pokręcił i zaczęło grzać. Co do drugiego i w łazience - powiedział, że idzie odpowietrzyć cały pion (mamy stare kaloryfery), i będzie grzało. No i poszedł. W pokoju grzać zaczęło. A łazience - nie. Tzn. grzeje jeszcze słabiej niż przed moim ostatnim odpowietrzaniem, kilka dni wstecz. Może za mało? Trzeba popróbować.

Jesień jest. Liście lecą, człowiek potyka się o kasztany i żołędzie. Wiatr zimny, kołnierz zacząłem nosić i czapeczkę, na razie z daszkiem. No i gardzioło daje o sobie, z lekka, znać. Ważne, żeby się nie rozwalić - Dominiś tyle czasu zdrów jak ryba, i tego się trzymajmy.

wtorek, 11 października 2011

18. Jesiennie, deszczowo jakoś

Sobota upłynęła na gorączkowych porządkach, zakupach - czyli w normie. Żeby Natuszka, biedna zestresowana pracą i widmem wielu zaległości do nadrabiania (długa historia - koleżanka, która zaproponowała ją [jako awans] na kierownika zostawiła taki syf, że szkoda gadać), poszedłem z Dominisiem na długi spacerek do lasu, naszą trasą. Pół drogi było ślicznie - słoneczko, cisza, spokój; a potem się porobiło wietrznie i brzydko. Malutki spał dosłownie tyle, co szliśmy w lesie - jak tylko wyszliśmy na ulicę, momentalnie otworzył oczka.

Problem jest z tym spacerowaniem z nim, ostatnio, bo chyba coraz krócej już sypia, a jak nie śpi, to po prostu jęczy, aż zaczyna płakać i wyć. Nie leży już grzecznie i spokojnie w wózku, obserwując świat, tylko jest strasznie jękliwy i marudny. Nie wiem, ale nie sądzę, aby to były ząbki. Bo jak tylko człowiek stanie i weźmie go za rączkę, albo najlepiej weźmie na ręce - uśmiech na całej buźce i pełnia szczęścia. Towarzyskie stworzonko, ot co. Tylko nie bardzo da się w ten sposób spacerować. Na szczęście teściowa sobie z nim w tygodniu jakoś radzi.

Wieczorem wpadli znajomi ode mnie z pracy, w tym kolega, który bardzo (najbardziej ze wszystkich) pomógł w przeprowadzce, z żonką w zaawansowanej ciąży. Termin mają na przełom roku :) Posiedzieliśmy, pogadaliśmy przy pizzy, winku i lodach. Bardzo sympatycznie. Przyszli nieco za późno, żeby Dominisia zobaczyć... ale chyba malutki chciał zobaczyć ich, bo w okolicy pory karmienia na śpiąco (ok. 22:00-23:00) sam się obudził, rezolutny jak zwykle, i z radością dał się zanieść do pokoju do gości, z którymi się z ciekawością przywitał i chwilę posiedział. 

Planujemy w najbliższym miesiącu rewizytę. Nawet tak to wymyślili, że pożyczy się z firmy samochód, przyjadą po nas i odwiozą. A że w dzień, to weźmiemy malutkiego ze sobą, a co :) 

W niedzielę spełniliśmy swój obywatelski obowiązek. Z przykrością stwierdziłem, że Unia Prezydentów - Obywatele do Senatu poległa, przepychając tylko swojego kandydata z Wrocławia (1 na 46...). Ale mój typ na posła załapał się, i to z bardzo dobrą lokatą. Nie żebym był zachwycony wynikami w ogóle - chodzi o to, że PO to dla mnie mniejsze zło, i tylko dlatego ich poparłem. Cieszę się, że SLD popłynęło, że PSL przecenił swe siły (obie partie tak o połowę), natomiast przeraża mnie wynik Ruchu Palikota - raz, że się dostali, dwa, że z dwucyfrowym poparciem, wyprzedzając wspomniane SLD i PSL. Inna rzecz, gdzieś musiał pójść elektorat, który skutecznie odstraszał od siebie Sojusz z Napieralskim na czele... 

Przez pół dnia nawalał mnie ząb. Zwykły ibuprom nic nie dał, dopiero max zadziałał. I tak od nocy do wieczora w sumie. Teraz jest ok, ale wizyta u dentysty (przemiła pani, ale w mojej mentalności - niestety, stereotyp sadysty) zbliża się wielkimi krokami. 

Za oknem w porywach 8-12 stopni, zimno, pada. Rano człowiek z domu wychodzi po ciemku - dobrze, że wraca jeszcze jako tako, jak jest jasno. Pranie po 2-3 dni schnie. Polarek zamieniłem na kurtkę, i od 2 dni nawet jakąś drugą warstwę na koszulkę ubieram do pracy. 

Jak na złość - coś się porobiło z kaloryferami. Tzn. ten w dużym pokoju nie grzeje od początku - nie wiem, czemu. Ten w małym pokoju grzać przestał. Więc jutro ma pojawić się majster ze spółdzielni. A mnie dzisiaj czeka odpowietrzanie jedynego nowego kaloryfera (czyli takiego dającego się odpowietrzyć samemu), w łazience.

piątek, 7 października 2011

17. Apel odnośnie wyborów

Króciutko.

Tak, wiem - większość kandydatów, mniej lub bardziej świadomie, rozmija się z prawdą lub najzwyczajniej w świecie świadomie okłamuje wyborców. Byle do koryta na kolejną kadencję. Tak, wiem, że obecna forma wyborów jest mocno bez sensu - głosujesz bowiem na osobę X na miejscu z tyłu listy, natomiast w końcowym rozrachunku okazuje się, że twój głos wspiera zupełnie inną osobę, z tej samej listy, ale z wyższej pozycji. Tak, wiem - naprawdę z czystym sercem mogę powiedzieć, że nie ma ugrupowania, które w pełni popieram, które odzwierciedla choćby większość moich poglądów na sytuację w Polsce. 

To będą kolejne wybory w sensie negatywnym - tak, żeby do władzy nie doszła jedna partia, a nie dlatego że specjalnie uwielbiam inną. Trudno. 

Ale mam nadzieję, że każdy na te wybory jednak pójdzie. I zagłosuje - czyli świadomie odda głos, a nie bezmyślnie skreśli pierwszego z brzegu/pierwszego rozpoznawalnego.

wtorek, 4 października 2011

16. Refleksyjnie-zakupowo-wydatkowo

Tydzień zleciał, i to jak.

Tydzień w dużej mierze, chyba nieco zasłużonej euforii. Tym bardziej, że sporo ludzi do dzisiaj siedzi na szpilkach przysłowiowych, bo wiele komisji egzaminacyjnych nie dało nadal rady z przeliczeniem punktów w związku z wspomnianym ostatnio błędem z klucza. Współczuję wszystkim, którzy mieli 99/100 punktów, a nie pamiętają, co zaznaczyli w tym pytaniu 30. W wypadku naszej okolicy - chyba okazało się, że 2 osoby doszły, czyli uznali im ten brakujący punkt na zasadzie prawidłowej odpowiedzi z pytania 30.

Teraz już tylko czekam na uchwałę. Muszę do OIRP zadzwonić i dowiedzieć się, czy jest jakiś deadline na składanie wniosków o wpis (mówi się o końcu miesiąca?). Co ciekawe - okazało się, że także wniosek o wpis na listę radców jest płatny (!!!). Na ile widziałem w necie - ok. 200 zł. Ok, nie jest to koniec świata, ale chodzi o samą zasadę, że za wszystko każą płacić. Nam w zeszłym m-cu przysłali papierek, że czynsz w okresie grzewczym podskoczył... o 200 zł praktycznie, i zrobiło się 520 zł. Teraz trzeba było kupić Natuszce kurtkę jesienną, popłacić rachunki, mnie przy okazji potrącają równolegle za błąd w wysokości tacierzyńskiego w wakacje... Krucho z kasą. 

Z optymistycznych wiadomości, nazwijmy to, natury finansowej - w toku wybierania Natuszce kurtki w sklepie w sobotę, zadzwonił telefon i okazało się, że znaleźli się nabywcy na naszą kuchenkę z poprzedniego mieszkania. Może nie jest to 1000 zł jak pierwotnie chcieliśmy, a 700 zł - ale lepiej to, niż trzymanie jej bez sensu w piwnicy. 

Dominiś zaskakuje nas co chwilkę. Uwielbia, jak się go głaszcze po paluszkach małych. Wykazuje niesamowite zainteresowanie pilotem do tv/wieży, komórkami czy aparatami. Mały inżynierek :) Uśmiecha się szeroko i tak cieszy, jak nas z Natuszką widzi, że po prostu... Brak słów :) W sklepie, mimo obaw, zachowywał się bardziej niż grzecznie - pojęczał nieco, nic dziwnego, bo jak leży w gondoli, to mu te światła po oczkach dawały, ale jak tata dzielnie (mimo jego, pewnie już ok 9 kg...) wziął go na rączki, to pełen zachwyt. Oczka to prawie z orbitek maleństwu powychodziły :D Co mu się podobało najbardziej? Znicze... :)

Na marginesie - wszystkim posiadaczom małych dzieciaczków polecamy Tesco - bardzo fajne zestawy ciuszków dla maluchów mają ostatnio (np. 5 sztuk body - niecałe 50 zł). Porządnie zrobione i w fajnych wzorkach. Za Chiny ludowe jednak nie rozumiem, czemu większość kompletów ma... białe wszystko z małym obrazkiem. Halo! To maluszki, które brudzą się wszystkim i ciągle! Ktoś tu chyba o tym drobnym szczególe zapomniał.

Stwierdziliśmy, że będziemy się starali pichcić w domu coś na ciepło, żeby mieć na ciepło do pracy. Wczoraj czasu nie było, ale w niedzielę upichciłem kurczaka po chińsku, dorzuciliśmy ryżu - bardzo smaczne :)