Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

poniedziałek, 4 października 2010

Spokojny weekend

Piżamka ciążowa żonki dotarła - szok! - już następnego dnia, awizo znaleźliśmy, co w wypadku Poczty Polskiej wydaje się oznaczać, iż zakrzywili conajmniej czasoprzestrzeń i przekroczyli prędkość dźwięku. Impressing. I tym razem - faktycznie ciążowa. A gratis - długopisik firmowy.

W weekend generalnie rzecz biorąc się leniliśmy, choć nie do końca. W sobotę posprzątaliśmy ładnie, a poza kupkach nawet polazłem do piwnicy, przytaszczyłem (z pewnymi wątpliwościami co do stanu tego, co w kubełku, i co się stanie na ścianie...) pozostałość farby, którą malowaliśmy nasz pokój. Otóż w wakacje, mało roztropnie, jak upał, skwar był, opieraliśmy się na naszych zielonych poduszkach z owcami z Zakopanego, po czym poduszki te kładliśmy na górze oparcia naszej kanapy. Na skutek czego, jako że poduszki czasami nieco potu miały na sobie, farba na ścianie w tym miejscu nieco się rozmazała, co niestety widać. Więc nabyliśmy droga kupna wałeczek, no i raz, dwa, machnąłem wspomniany kawałek ściany farbą, jeszcze raz. A przy okazji - kilka miejsc, gdzie coś tam kiedyś się zawadziło (pewnie większość jeszcze w toku wprowadzania się) i gdzie białe wystawało spod farby. I powiem - te farby Dulux Once są genialne. Stoi w piwnicy pewnie ok. 2 lat, ale konsystencja jak nowa, no i po pokryciu i wyschnięciu - NIC nie widać, że coś poprawiane było, że domalowywane! I od razu ładniej - mimo, że staruszkowie nasi twierdzą, że i tak tylko myśmy coś widzieli. E tam :)

Z pozostałych newsów - w naszej Biedronce dowiedziałem się, iż drugi przybytek tego rodzaju powstał nieopodal, o tyle lepiej - bo podobno z alkoholem (tak, tamta nie oferuje - ludzie się w sąsiedztwie nie zgodzili; bez sensu - jakby był, to ci sami ludzie pierwsi by go kupowali, ale co tam), ale przede wszystkim w miejscu, skąd można podjechać do nas prawie pod dom trajtkiem. Bo my kupujemy właściwie w sobotę, raz w tygodniu, i sporo tego. A do dotychczasowej Biedronki niby nie daleko, ale jak człowiek ma 20 kg przytaszczyć, to z buta jakieś 15 minut. Trzeba będzie wybadać. Tak przy okazji - korzysta ktoś z Was może z Lidla? Jakieś opinie, ew. porównanie z Biedronką właśnie? :D

Poszliśmy sobie do naszej ostatnimi czasy ulubionej knajpki Kwadrans na Skwerze Kościuszki. Tabuny dzikie, jak to w ładny dzień bez względu na porę roku w porze obiadowej. Ale zawsze fartem znajdujemy wolny stolik (ostatnimi czasy - ten sam :P). I tym razem zamówiłem Natuszce to, co chciała - jako, że poprzednio zapamiętałem, że jej danie było na końcu listy, więc zamówiłem ostatnie, a ona chciała przedostatnie. Pocieszając mnie, jęczącego o konieczności nabycia czegoś na Alzheimera, stwierdziła, że było równie dobre, o ile nie lepsze - ale jakaś demencja chyba mnie bierze :|

I jak zwykle, podczas jedzenia, doszliśmy do momentu, gdy Natuszka poległa... w połowie MAŁEJ pizzy! Masakra. Chciała dużą - nie zgodziłem się, argumentując (słusznie) że nie da rady, więc zamówiła małą. No i barszczyk - bo ostatnio ma ochotę (choć, po smaku, chyba z torebki, ale doprawiany). I co? Barszczyk wlaliśmy w siebie na spółkę właściwie, a potem żonka poległa w połowie małej pizzy. Oczy chciały, ale reszta nie mogła... Lekka rozpacz była, ale nie uznaję zabierania na wynos niedojedzonej pizzy - to jest dobre i zjadliwe, jak się je na ciepło od razu, a nie następnego dnia odgrzewane.

A wczoraj to zupełny chillout - tylko spacerek do kościoła, potem do sklepiku - Natuszkę wzięło na nachosy, koniecznie z dipem serowym (całą drogę - rozmyślanie, jak by tu to podgrzać, żeby był tak ciepły, jak w kinie? :D), a dodatkowo - na kapustkę kiszoną. Maaaasakra :) Na obiadek własnej roboty sznycelek :)

Poczytaliśmy sobie potem, zaś Natuszka oddawała się swojej ostatniej wielkiej nowej pasji - wyszywaniu. Kupuje się takie szabloniki, dużo włóczki kolorowej, i wyszywa się różne dziwne rzeczy. A żonka się tym zaraziła od teściowej :) Obecnie - bardzo szybko jej idzie dłubanie Mikołaja na zimowym dachu, do takiej ozdóbki świątecznej. Jest szansa, że na święta będzie :)

Niesamowite było też - siedzimy tak sobie, ja czytam, Natuszka chyba dziergała, i nagle mówi "Oj, jak mnie kopnął!". Tak! Nasze maleństwo zaczyna się aktywizować, i przez kilka dni Natuszka pokazywała, że można je poczuć - za to wczoraj kopnęła dzidzia sama z siebie :) Bo wcześniej to, jak żonka zjadła coś słodkiego, czekoladę, albo w sobotę wypiła czekoladę z mlekiem, to jak się pomasowało brzuszek w jednym miejscu, to dzidzia jakby odpowiadała na to masowanie - i pukała od środka :D Ale wczoraj - tak sama z siebie.

Stwierdziłem, że to w połączeniu ze zdecydowaną jednak tendencją do rzeczy słonych, a nie słodkich, wskazuje na płeć męską dzidzi (ja tam się nie znam - to żonka i kilka innych kobit uświadamiały mnie, że jak słodkie = dziewczynka, a jak słone = chłopiec, oczywiście chodzi o to, co kobieta preferuje w ciąży), na co Natuszka stwierdziła, że faktycznie chyba tak, i że ona się z tym już pogodziła. Bo cały czas chciała, żeby dziewczynka była :) Oczywiście, przekornie tak, bo nie wiemy, co będzie, a chcemy tylko, aby dzidzia zdrowa była. Ale zbliża się wizyta kolejna u ginekologa, i teraz przy USG to pewnie będzie wiadomo, jaka płeć, o ile dzidzi się do nas jakoś nie odwróci dziwnie :)

Moja mama ma zapalenie płuc. Lipa, siedzi w domu, gorączka - a ona ani do chorowania, ani do gorączki nieprzyzwyczajona. Mam nadzieję, że przejdzie jej jakoś w miarę szybko, bo martwię się. A w taką pogodę to kurowanie się nie idzie zbyt szybko.

I jeszcze jedna rzecz, odnośnie mojej sromotnej porażki na egzaminie wstępnym na aplikację... która to się okazała nie tak wcale sromotna. Dowiedziałem się w piątek, że można zadzwonić do OIRP i dowiedzieć się o wynik, ilość punktów. No i zadzwoniłem. I co? 99 punktów. Od 100 przyjmowali. To się nazywa szczęście, co? Ale podbudowałem się - bo bałem się, że jak uwalić, to pewnie na poziomie 70-80 punktów, a tu nie. O włos, rzekłbym. Istnieje szansa, że źle policzyli - choć obawiam się, że takie prace na styk liczyli dokładnie. Ale są w necie pomysły i dyskusje, co by tu podważyć, które z pytań. Więc czekam na list z uchwałą, wtedy biegiem obejrzeć sobie, i 14 dni na napisanie do ministra (nie)spawiedliwości odwołania.

A w ogóle - jesień w pełni. Kaloryfery grzeją, słoneczko świeci, ale zimno mocno. No i coraz więcej żółtych liści wokół - nie tylko na drzewach :)

6 komentarzy:

  1. Oj, piękną mamy jesień w tym roku :)
    Pierwszych kopniaków gratuluję :)
    A co do wyników - szkoda, ale ciężko to dziadostwo podobno zdać - Mąż koleżanki w tamtym roku oblał też jednym punktem, w tym roku też mu się nie udało. Mam nadzieję, że Twoje drugie podejście zakończy się sukcesem ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasny gwint, jeden punkt?! No to kurcze, odwołuj się, a nuż widelec... Ech, w każdym razie limit pecha tym bardziej wyczerpałeś i za rok już na pewno się uda.
    Kupuję w Biedronce tak raz-dwa razy w tygodniu, bo jest 12 km ode mnie do Lidla mam jeszcze dalej ;-) Porównując obecną Biedronkę do tej sprzed jeszcze pięciu lat - bomba, szeroki asortyment i ceny naprawdę przystępne. W Lidlu więcej artykułów pozaspożywczych. Alkohole w Biedronce naprawdę opłaca się kupować, i to wcale nie są li i jedynie podrzędnej marki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie chyba by szlag jasny trafił z jednym punktem, ale Ty masz jednak nerwy na wodzy ;) Życzę powodzenia w dążeniu do sprawiedliwości!
    Fajnie, że Dzidziuś już kopie... ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj jesień w pełni, nie da się tego nie zauważyć, ale póki co jest ślicznie jak na tą porę roku. Chociaż słyszałam, że zima ma do nas szybko zawitać, ufff dobrze, że grzeją :-)

    Twojej mamie życzę szybkiego powrotu do zdrowia, bo to najważniejsze.

    Jeśli chodzi o Biedronkę i Lidla to bardziej jestem przekonana do Biedronki, nie wiem, może dlatego, że mam do niej bliżej ;)

    Pozdrawiam, miłego wieczoru Wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Acha, jeszcze namiary na siebie zostawię :

    www.od-nowa.blog.pl

    :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nabi - jakby to Natuszka usłyszała (a pewnie przeczyta :>), to by umarła z radości :D Ja nie mam nerwów na wodzy - od czasu, gdy z nią jestem (jakieś 6 lat z górką...) staram się uczyć, jak je na wodzy umieścić. Choleryk jestem i bardzo gwałtownie reaguję, jak mnie coś trafi. Oj tak :) A w tej sytuacji - nic to nie da, szkoda czasu, nerwów i wszystkiego. Bo najraptowniej szlag mnie trafia w sprawach najprostszych chyba - a to kwestia dość ważna jest, więc już nie trafia tak bardzo. Przeszło. Smutno było, i po wszystkiemu.

    Ewa - dzięki za życzenia dla mamy, z wczorajszej rozmowy tel. chyba jest lepiej (młody potwierdza), i się kuruje. Dorzucam Cię do naszych linków :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)