Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

piątek, 8 października 2010

Świat bez pizzy byłby strasznie pusty, nie sądzicie?

Choć stwierdziliśmy, że musimy nieco zacisnąć pasa (zeszły miesiąc niby bez wydatków, bo siedzieliśmy u teściów, którzy (poza sytuacjami, gdy kantowałem i zakupy robiłem za nasze, a nie ich pieniądze) nie dali sobie wytłumaczyć, że choć troszkę się dorzucimy do żarcia i w ogóle - a jak policzyłem po fakcie, to... wydaliśmy więcej niż w sierpniu. Ale wydatków było, a i zbiegło się kilka rzeczy z cyklu rachunkowego (dopłata za wodę + prónd), no i pierwsza rata za laptopa nowego. Ale nie jest źle, i tak troszkę odłożyliśmy.

Odkładanie kasy się przyda - dzisiaj mam kolejne jazdy i ambitny zamiar w ciągu m-ca w końcu, po latach, podejść do egzaminu na prawko, zdać. A jak zdam - nabyć musimy jakiś samochodzik, koniecznie na gaz (żeby była kasa na jeżdżenie - obawiam się, że na diesel czy benzynowy by nam nie starczyło nawet na eksploatację do pracy - a nie chcemy kupować po to, żeby stał i rdzewiał pod domem). Prawko robię od baaardzo dawna - z lenistwa. Nie, nie oblewałem x razy - po prostu nigdy nie chciało mi się nauczyć teorii i podejść do wewnętrznego, w szkółce, egzaminu teoretycznego. A co za tym idzie - nigdy do ośrodka egzaminacyjnego nie dotarłem. Ale zamierzam nadrobić to i rzutem na taśmę podejść. Nie wiem, za którym razem zdam - ale teraz jest to priorytet i musi się udać, żeby było czym żonkę przed porodem zawieźć do szpitala, i czym moją powiększoną nie tak długo rodzinę przywieźć do domku :)

Mama już lepiej. Dzwoniłem wczoraj, żeby zapytać, jak tam - w ogóle, no i po USG, które miała mieć w środę... i się okazało, że generalnie że czuje się (w kontekście jej zapalenia płuc) lepiej, słaba bo na antybiotyku jeszcze, ale lepiej. A USG ją wkurza - bo ma je o 17:00, czyli jakieś 1,5 h po tym, jak dzwoniłem - bo pomyliłem środę z czwartkiem. I oczywiście, jak to moja mama, już kombinuje - co tam, że siedzi w domu przeszło tydzień na antybiotyku, ale ona w niedzielę w nasze okolice chce na cmentarz na grób swojej babci lecieć, bo wypadają jej imieniny... Trochę to potrwało, ale wybiłem z głowy. Najwyżej my pójdziemy sami. Zimno, wieje - a ona się chce pół miasta tłuc. Ale się nie dziwię tak bardzo - to osoba wyjątkowo ruchliwa, często spacerująca, wszędzie gdzie się da idąca pieszo - więc rozumiem, że po takim siedzeniu w domu chce się gdzieś poruszać.

Wczoraj, jakoś tak wyszło spontanicznie (bo Natuszka nie chciała się zgodzić, żebym sam zakupy zrobił), po pracy poszliśmy zlustrować nową Biedronkę w naszej okolicy. Miejsca więcej - wcześniej bezpośrednio był tam Carrefour Express (a jeszcze wcześniej... pierwsze kino, w którym 100 lat temu byłem). Spory asortyment, więcej miejsca. Kupiliśmy, co trzeba było, i do domku.

A przed tym - tiaa, w ramach oszczędzania - poszliśmy na obiad do Pizzy Hutt, właściwie to bardzo blisko sklepu. Świetne mają te przystawki - pieczywo czosnkowe z różnymi serami, i takie jakby pierożki z ciasta jak do cienkiej pizzy, z zapiekanym mięskiem, z dobrym sosem śmietanowym. Ale bez pizzy się nie obeszło :)

Oczywiście, musiałem się na dzień dobry pofrustrować. Siedliśmy, jakaś kelnerka krąży, widziała że wchodzimy i że siedzimy bez menu - więc myślę, wpadnie na to, żeby podać menu. Nic. Krąży, nosi, podaje, a nas olewa. W końcu, poza dyskretnymi znakami, po prostu jak nas mijała powiedziałem, że chcielibyśmy dostać meny. Już za chwilkę. I dalej łazi - poszła coś, pogrzebała na komputerze do zamówień, potem zebrała od ludzi naczynia ze stołu, przyniosła coś na dwa stoły koło nas - a do nas jakoś nie dotarła. Już mnie szlag trafiał, kiedy podeszła zupełnie inna, bardzo miła, kelnerka, która podała menu, bezproblemowo sama pojawiła się, gdy wybraliśmy co chcieliśmy, jeszcze zaproponowała jakąś promocję żeby taniej wyszło to, co chcieliśmy zjeść. Uprzejma, uśmiechnięta, precyzyjna - i to w taki dość naturalny sposób. Tamta, mam wrażenie, wylądała, jakby tu była za karę. Nie wiem, po co takich ludzi zatrudniają...

Zakupy mamy zrobione, więc w sobotę zostaje tylko chałupę sprzątnąć i świniaka przewinąć (tzn. posprzątać klatkę). I jedziemy z wizytą do znajomych naszych, na pyszną domową... dla odmiany - pizzę :D Świat bez pizzy byłby strasznie pusty, nie sądzicie? Być może przed tym wpadniemy do rodziców, ale zobaczymy, zależy od tego, jak się mama będzie czuła. Nie możemy sobie pozwolić - czy to oboje, czy nawet ja sam - żeby jechać, jak może zarażać czymś (choć chyba zapaleniem płuc, jak się nie kaszle, to się nie da?). W każdym razie, zapowiada się miło :)

6 komentarzy:

  1. Ja myślę, że może one mają swoje 'rejony stolikowe' i nie chciała drugiej w parade wchodzić.. Tylko z drugiej strony mogła zawołać tamtą drugą heh..
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawo jazdy fajna rzecz :-) Mnie też się specjalnie z podejściem do egzaminu nie spieszyło, ale w końcu po pół roku się zagalopowałam do WORD-u :)) za drugim razem się udało :D (udałoby się już za pierwszym, ale pan egzaminator najwyraźniej nie był zadowolony z tego, że bezbłędnie przebrnęłam przez plac manewrowy, najpewniej wychodząc z założenia, że kobieta nie może być dobrym kierowcą, no ale co zrobię...)
    Po przeczytaniu tego posta narobiłam sobie ochoty na pizzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Pizza Hut najbardziej lubię bar sałatkowy - ojoj, jak już się dorwę to nie ma zmiłuj. Niestety teraz daleko jak diabli do tego przybytku :-(
    Powodzenia z prawkiem - nie taki diabeł straszny, dasz radę, a kupić niedrogie fajne autko nie jest aż tak trudno.

    OdpowiedzUsuń
  4. W Pizza Hut jadamy tylko i wyłącznie pizzę serową na grubym cieście :D Nigdzie nie ma takiej serowej pizzy jak tam :D No, czasami w ramach przystawki bierzemy faszerowane pieczarki ;)
    Na pieczywo czosnkowe z serem mamy za to inny lokal ;)

    Ja pizzę lubię, ale jadam ją raz na sto lat, bo częściej nie potrzebuję, Mąż jada częściej ;) Ale ogólnie bez włoskiego jedzenia mój świat by się skończył - makarony, risotta, mięsa, gnocchi, lasagne... :) Aż zgłodniałam ;) A nasza, polska pizza to niestety przybytek bardziej amerykański niż włoski, ale nie można za dużo chcieć od życia, nie? ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. nyna
    Nie wiem, ale się sfrustrowałem :P

    Ewelina
    Ochotom należy uczynić zadość :D

    OdpowiedzUsuń
  6. arietta
    Bar sałatkowy? Hmm, kuszący. Ale problemy są dwa:

    1. Jak się człowiek tych sałatek napcha, to już na pizzę miejsca nie ma :( a głupio przyjść i zjeść sałatki tylko w PizzaHutt :>

    2. Te sosy. Gęęęęęste, tłuuuste. Pizzę zjeść - to jeszcze, wartość nadrzędna. Ale TAKI tłusty sos? :> :D

    Żona Programisty
    Tylko na grubym cieście, oczywiście! Natuszka raz zamówiła na cienkim... i deseczkę taką dostała :D My preferujemy europejską (ja) na pół z carbonarą (żonka) - bierzemy dużą z przystawkami, i styka :) Pieczarki - owszem, dobre, a nam też smakują quesagilla classica, crostini quattro fromaggi - spróbujcie, dobra rzecz :D

    Ale powiem Wam - taką pizzę, jak teściu, domową zrobi - łoo, bez wódeczki się nie da :D

    Dzięki za pozytywy w kierunku prawa jazdy - jeździłem wczoraj, jeżdżę dzisiaj - trzeba przysiąść do teścideł i uderzać :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)