Kolejna wizyta u ginekologa - za nami, a konkretnie to za żonką moją Natuszką :) Wczoraj pojechała, jeszcze pisała sprzed, że poślizg jakiś jest, że wejdzie później. Niesamowicie było - bo pani pokazała jej rękami, gdzie można wyczuć poszczególne części ciała dzidzi: rączki, nóżki, brzuszek - i mówi, że to czuła! :)
Z badaniami - wszystko w porządku. Nie wiem, czy pisałem, ale w LuxMedzie wkurzyłem się i napisałem skargę, bo przy jednych z badań, na których żonka w zeszłym tygodniu była, okazało się, że nie dość, że płatne (o czym zawsze wcześniej uprzedzali przy rejestracji - przecież człowiek nie musi kasy nosić przy sobie), to jeszcze na wyniki miało się czekać... 2 tygodnie zamiast 2 dni. I sens tej wizyty wczorajszej stanął pod znakiem zapytania - miał być komplet wyników, a tu okazało się, że kluczowe wyniki były by... tydzień później. Ale stanęli na głowie - i słusznie, bo to ich błąd - no i wyniki na wczoraj były. Cytomegalię widać, ale malutko, więc wszystko dobrze. I w nagrodę - Natuszka dostała... skierowanie na kolejne kilo badań :) W tym na tarczycę. Podobno tak się robi. Mam nadzieję, że dobrze będzie - teściowa ma z nią (tarczycą, nie Natuszką :P) problemy od kilku lat.
Troszkę gorzej w kwestii zwolnienia lekarskiego. Jest, na razie do 17 października, pani przedłużyła o miesiąc. Ale powiedziała, że tak z powietrza dać nie może potem dalej. Poprzednie dała - nic dziwnego - na te ciągłe mdłości, żonka nie do życia była, a co dopiero do pracy. Teraz jest lepiej, rzyganko zdarza się sporadycznie, ale jakie warunki w naszych radosnych urzędach są, jednego z których żonka jest pracownikiem, wszyscy wiemy. Kodeks pracy jasno mówi - 4 h pracy przy komputerze i potem coś innego? Wyśmieją. Taskanie ton papieru, siedzenie na protokołach i inne takie... A do tego ciągłe gadanie, że za wolno, że nie tak (mimo że tak) - a żonka jest dobrym pracownikiem, nie ma pracy w tylnej części ciała i przejmuje się, więc maleństwo by mi się denerwowało... Ale zrozumiałe - nie można dawać zwolnienia na piękne oczy, i generalnie to chyba bym nie chciał, żeby żonka całą ciążę praktycznie w domku spędziła - męczące by to było, nudziła by się, a potem trudniej było by się przyzwyczaić do obowiązków pracowych. Myślimy nad załatwieniem po prostu innego jakby stanowiska, innych obowiązków - lżejszych. Bo chyba każdy idiota - pracodawca też - wpadnie na to, że większy pożytek z pracownicy w ciąży, której da się lżejszą robotę i będzie ją robiła, niż z pracownicy w ciąży którą zostawi się na dotychczasowym stołku, na którym nie wyrobi i pójdzie na zwolnienie?
Zobaczymy. Ja nie odpuszczę - łaski nie robią, żadne widzimisię, tylko ustawowe uprawnienie kobiet w ciąży, i ja je w stosunku do mojej żonki wyegzekwuję, czy komuś to się podoba, czy nie, nawet jak 90% kobit siedzi cicho i daje po sobie jeździć i wpędzać w poczucie winy z powodu tego, że są w ciąży, jakim to są obciążeniem dla pracodawców, bla bla...
A w ogóle - Natuszka mi się zaokrągla rozkosznie :) Brzuszek ładny taki ma :D Nic tylko by ją po nim głaskać i głaskać :D Nie, żaden tłuszczyk - właśnie dowcip polega na tym, że choć sobie podjada, jak tylko ma ochotę, to... nie przytyła nic praktycznie :>
Inna sprawa - ostatnio zaobserwowałem wieczorną porą, jak Natuszka pokroiła sobie jabłuszko, włożyła do miseczki, usiadła... Po czym zjadła ogóreczka kiszonego, a po nim bezpośrednio - wspomniane jabłuszko (oczywiście, nie dała rady wszystkich kawałków i jęczała, żeby jej zjeść, a ja o tak późnej porze nie jadam). Masakra :)
Ja - dla odmiany (tak!) - siedzę i ryję. Jakoś idzie - w najgorszym wypadku, tylko tydzień (przyszła sobota) do egzaminu, a potem tylko stresik czekania na wyniki, i dalej z górki...
Jutro żonka ma urodzinki moja. Kobiecie lat nie wypada wypominać - wystarczy powiedzieć, że mam piękną, mądrą i wiecznie młodą żonkę :D
Dzisiaj - nasza mała rocznica, taka półroczna - 6,5 roku razem :)
A za oknem - niby ładnie (wczoraj lało), ale jesiennie. Z ciężkim sercem, lekką zwiewną kurtkę zamieniłem dzisiaj na polarek... i nie przegrzałem się. Wieje, wiatr hula... Ale ładnie jest. Czekamy na złotą polską jesień. Ostatnią we dwoje - za roczek będziemy pokazywać ten świat naszej dzidzi :D
Z badaniami - wszystko w porządku. Nie wiem, czy pisałem, ale w LuxMedzie wkurzyłem się i napisałem skargę, bo przy jednych z badań, na których żonka w zeszłym tygodniu była, okazało się, że nie dość, że płatne (o czym zawsze wcześniej uprzedzali przy rejestracji - przecież człowiek nie musi kasy nosić przy sobie), to jeszcze na wyniki miało się czekać... 2 tygodnie zamiast 2 dni. I sens tej wizyty wczorajszej stanął pod znakiem zapytania - miał być komplet wyników, a tu okazało się, że kluczowe wyniki były by... tydzień później. Ale stanęli na głowie - i słusznie, bo to ich błąd - no i wyniki na wczoraj były. Cytomegalię widać, ale malutko, więc wszystko dobrze. I w nagrodę - Natuszka dostała... skierowanie na kolejne kilo badań :) W tym na tarczycę. Podobno tak się robi. Mam nadzieję, że dobrze będzie - teściowa ma z nią (tarczycą, nie Natuszką :P) problemy od kilku lat.
Troszkę gorzej w kwestii zwolnienia lekarskiego. Jest, na razie do 17 października, pani przedłużyła o miesiąc. Ale powiedziała, że tak z powietrza dać nie może potem dalej. Poprzednie dała - nic dziwnego - na te ciągłe mdłości, żonka nie do życia była, a co dopiero do pracy. Teraz jest lepiej, rzyganko zdarza się sporadycznie, ale jakie warunki w naszych radosnych urzędach są, jednego z których żonka jest pracownikiem, wszyscy wiemy. Kodeks pracy jasno mówi - 4 h pracy przy komputerze i potem coś innego? Wyśmieją. Taskanie ton papieru, siedzenie na protokołach i inne takie... A do tego ciągłe gadanie, że za wolno, że nie tak (mimo że tak) - a żonka jest dobrym pracownikiem, nie ma pracy w tylnej części ciała i przejmuje się, więc maleństwo by mi się denerwowało... Ale zrozumiałe - nie można dawać zwolnienia na piękne oczy, i generalnie to chyba bym nie chciał, żeby żonka całą ciążę praktycznie w domku spędziła - męczące by to było, nudziła by się, a potem trudniej było by się przyzwyczaić do obowiązków pracowych. Myślimy nad załatwieniem po prostu innego jakby stanowiska, innych obowiązków - lżejszych. Bo chyba każdy idiota - pracodawca też - wpadnie na to, że większy pożytek z pracownicy w ciąży, której da się lżejszą robotę i będzie ją robiła, niż z pracownicy w ciąży którą zostawi się na dotychczasowym stołku, na którym nie wyrobi i pójdzie na zwolnienie?
Zobaczymy. Ja nie odpuszczę - łaski nie robią, żadne widzimisię, tylko ustawowe uprawnienie kobiet w ciąży, i ja je w stosunku do mojej żonki wyegzekwuję, czy komuś to się podoba, czy nie, nawet jak 90% kobit siedzi cicho i daje po sobie jeździć i wpędzać w poczucie winy z powodu tego, że są w ciąży, jakim to są obciążeniem dla pracodawców, bla bla...
A w ogóle - Natuszka mi się zaokrągla rozkosznie :) Brzuszek ładny taki ma :D Nic tylko by ją po nim głaskać i głaskać :D Nie, żaden tłuszczyk - właśnie dowcip polega na tym, że choć sobie podjada, jak tylko ma ochotę, to... nie przytyła nic praktycznie :>
Inna sprawa - ostatnio zaobserwowałem wieczorną porą, jak Natuszka pokroiła sobie jabłuszko, włożyła do miseczki, usiadła... Po czym zjadła ogóreczka kiszonego, a po nim bezpośrednio - wspomniane jabłuszko (oczywiście, nie dała rady wszystkich kawałków i jęczała, żeby jej zjeść, a ja o tak późnej porze nie jadam). Masakra :)
Ja - dla odmiany (tak!) - siedzę i ryję. Jakoś idzie - w najgorszym wypadku, tylko tydzień (przyszła sobota) do egzaminu, a potem tylko stresik czekania na wyniki, i dalej z górki...
Jutro żonka ma urodzinki moja. Kobiecie lat nie wypada wypominać - wystarczy powiedzieć, że mam piękną, mądrą i wiecznie młodą żonkę :D
Dzisiaj - nasza mała rocznica, taka półroczna - 6,5 roku razem :)
A za oknem - niby ładnie (wczoraj lało), ale jesiennie. Z ciężkim sercem, lekką zwiewną kurtkę zamieniłem dzisiaj na polarek... i nie przegrzałem się. Wieje, wiatr hula... Ale ładnie jest. Czekamy na złotą polską jesień. Ostatnią we dwoje - za roczek będziemy pokazywać ten świat naszej dzidzi :D
U nas dziś dla odmiany pada. Ale pogoda mimo wszystko taka sympatycznie jesienna ;)
OdpowiedzUsuńA może pochwalisz się już jakimś zdjęciem brzuchacza? Albo kolejną fotką z USG (bo teraz mieliście to 3d, tak?)... ;)
A tarczycą się nie martw - nawet jakby coś było nie tak to leczki i kontrole i będzie dobrze ;)
Pozdrawiam i trzymam kciuki za tego 25. ;)
Dokładnie tak! Upamiętnij brzuszek i pokaż ;))Trzymam kciuki za egzamin! ;-)) Pozdrawiam, Nabi
OdpowiedzUsuńNo więc fotki są, ale mało na nich widać... A ja zbyt zalatany, żeby coś poskanować i powklejać, nawet rzadko dość piszę.
OdpowiedzUsuńPo egzaminie, jakby nie poszedł, postaram się może cóś wrzucić, jak żonka udostępni :P
A póki co - trzymajcie kciuki, ślijcie dobre fluidy. I życzenia proszę mi ładne pisać, bo żonka dziś święto swoje ma :D
Kurcze, trzymam kciuki jak najmocniej za ten egzamin, uda się i koniec, i kropka!
OdpowiedzUsuńA dla Jubilatki sto lat i sto toastów, a co :-)
6,5 roku to kawał czasu ;) tylko pozazdrościć ;))
OdpowiedzUsuńCzytuję od jakiegoś czasu i postanowiłam wreszcie napisać : )
OdpowiedzUsuńUczysz się tyle, że na pewno dasz radę ! Trzymam kciukaski : ))
Dzidziuś rośnie w brzuszku i raz dwa zleci, zobaczysz i będziesz tulił z żoną maleństwo : )
Najlepszego ! : )
Pozdrawiam !