Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

piątek, 11 marca 2011

Maluszek już z nami

Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż zakładaliśmy, planując dość dokładnie, jak przygotować się do porodu. 

Po wtorkowej wizycie ginekolożka, zaniepokojona niską wagą maluszka, kazała Natuszce USG Dopplera zrobić. Udało się zapisać na wczoraj, ok. 15:00. Na Zaspie. No to pojechali z teściami, ja czuwałem w pracy. Ok. 15:30 telefon Natuszki, nieco płaczliwy głos, że coś jest nie tak, że jest problem z przepływem powietrza pomiędzy łożyskiem a synkiem. Dostała skierowanie do szpitala, jadą do Redłowa. Kolega podrzucił mnie kawałek, dalej taksówką - dojechałem ok. 16:45. 

Teściowie czekają, Natusia ma robione KTG i USG. Dwójka lekarzy, za chwilę pojawia się trzeci. Każą czekać na koniec badań. Nie wiem, ile to trwało - pół godziny? Pojawiła się Natuszka - uff, widzę, że nie zapłakana, czyli ją uspokoili. Wiadomo już na pewno - zostaje w szpitalu, siadamy z pielęgniarkami, które bardzo pomagają w wypełnianiu różnych dziwnych formularzy. Teściom każą zostać, mi pozwalają iść z nią. Byłem przekonany - na oddział, na patologię ciąży. Bo powiedzieli - na pewno zostanie, być może zrobią cesarskie cięcie. Wprowadzają ją do jakieś sali, pielęgniarka sama wychodzi, mi każe czekać na lekarzy. No to czekamy. 

Widzę, że pojawia się kilka innych kobiet, w sumie jest 3 lekarzy, przez uchylone drzwi widać, że wkładają rękawiczki itp. Hmm, zabieg jakiś? Nic nie mówił lekarz, który w międzyczasie wyszedł - tylko żeby czekać na informację, że niebawem będzie. No to czekamy. W pewnym momencie wyszła jedna z pielęgniarek, spojrzała na mnie - A pan to na panią, co ma cesarskie cięcie czeka? Ja mówię - nie wiem, bo żona weszła tam, i mam czekać na informację, czy będą ją cięli, czy nie. Ona na to - Eee, oni tak zawsze mówią, ona już jest na stole, za 10 minut będzie dziecko

I co? Miała rację. Patrzę na zegarek - 17:55 - i słyszę wrzask noworodka. Uff. Płuca to ma po mamusi - ja podobno cichym dzieckiem byłem, a młody drze się w niebogłosy, co pasuje do opisów, jak zachowywała się Natuszka w maleńkości swojej. Już wiemy - Dominik się urodził. Zostaliśmy na korytarzu z teściami, atmosfera opada, emocje też. Teściowa uroniła łezkę, teściu też wyraźnie wzruszony. Wyszła położna, mówi że za chwilę będę mógł - już dumny tata - zobaczyć synka. I prowadzi mnie do środka - tam, gdzie była Natuszka, którą odwieźli do sali obok. Widzę, malutkie zawiniątko na wadze - nasz synuś. Pomarszczony, spuchnięte oczka, ledwo otwiera, maleńkie paluszki. W ogóle - kruszyna. Wziąłem delikatnie na rączki, przytuliłem ostrożnie, zaczął się bawić jednym moim palcem. Tylko rączką zasłaniał się od światła - nic dziwnego. 

Okazuje się - obok położna - kto? Jedna z pań, która prowadziła zajęcia na szkole rodzenia. Bawię się z maluszkiem, a jedna z położnych wypełnia dokumenty. Jakoś tak płynnie - ja z nim, ona przy biurku siedzi, pisze, pyta, a ja odpowiadam. W pewnym momencie wchodzi pani - później okazało się, że anestezjolog - i mówi do mnie: A pan - co? Aparatu nie ma? Zdjęcia trzeba robić, to wiekopomna chwila! Aparat, jak i wszystko do porodu - jest, tylko że w domu, przyszykowane w 2 torbach i plecaku. Ale od czego jest telefon? Jest, sporo zdjęć - ale ustaliliśmy, że nigdzie (blog, fejsbuki, nasze-wasze-klasy) nie będziemy ich publikować. Było co wysłać rodzinie.

Chwilę później, z racji że pojawia się kolejna pacjentka (jedyna, poza Natuszką) - położne proszą, abym wyszedł i czekał, aż będą przewozić Natuszkę do sali pooperacyjnej. Teściowie zachwyceni synkiem na zdjęciach, zbiegły się też dziewczyny, które na patologii ciąży leżały. Nawiązała się rozmowa - jedna np. ma problem, dzidzia leży bokiem, i główką naciska na nerki, przez co jest duży problem - i miło jest, ale domyślam się, że trochę nam zazdrościły: ledwo weszli, a już po wszystkim. Zaopatrywanie Natuszki trwa, jedna z położnych mówi, żebym pomógł im pchać łóżko z żoną, i w ten sposób będę mógł na chwilę do pokoju wejść - bo tam odwiedzin nie ma. Ustalamy więc - oni jadą do domu po rzeczy dla Natuszki i synka, a ja zostaję przy żonce. 

Pokój w porządku, dwuosobowy, Natuszka leży sama. Posiedzieliśmy, porozmawialiśmy, pocieszyliśmy się - i niewiele potem położna przyniosła Dominika. Nasze 2490 g i 50 cm szczęścia. Malutki, zamknięte oczka, zawinięty w rożek. Buźka i oczka już mniej opuchnięte. Pierwsze wspólne chwile, choć Natuszka z przykazem leżenia bez ruchu, niepodnoszenia głowy, przez 12 h. Potem pierwsze próby karmienia - synuś wie, o co chodzi, poćwiczy trochę, i nie powinno być problemów - tak pani powiedziała.

Niestety, później pojawił się ordynator - coś a'la obchód - i poprosił, żebym wyszedł. Więc czekam na teściów w takim miejscu na wizyty. Przyjechali, zaniosłem rzeczy, pożegnaliśmy. Ciężko było mi wyjść - nie dość, że zostawiałem ich tam, to jeszcze obydwoje oddzielnie - Natuszka sama w pokoju, Dominika odłożyli pod takie lampy. Jakoś to do mnie jeszcze nie docierało. A jednak - jestem tatą, Natuszka mamą, a tam kawałek dalej leży nasze maleństwo, takie nieporadne, niepozorne, malutkie i kruche.

Dopiero teraz, po wyjściu, jak wszystko się skończyło, czuję, jak jestem głodny. Jedziemy z teściami do domu, po drodze zahaczając o pizzerię. Jemy w domu, potem jeszcze - spokojne bardzo - kilka toastów za zdrowie kolejnego członka rodziny. Dziadkowie bardzo dumni. Zmęczeni kładziemy się spać. 

Teraz wszystko się zmieniło. Jesteśmy już we trójkę :) 

Dzisiaj dzwoniłem, Natuszka zaczyna odczuwać skutki operacji, bo znieczulenie minęło, więc podają jej ketonal. Boli. Śmiesznie, bo ciuszki, jakie przygotowaliśmy i wzięliśmy do szpitala - za duże, więc trzeba przywieźć mniejsze. Chyba też kupić kilka, nie za dużo. Muszę przywieźć, żeby dzisiaj był, mały smoczek. Szkoda, że dzienna zmiana na oddziale mniej sympatyczna, niż nocna. Maluszek, niestety, pod kroplówką i w inkubatorze - tak postępują, gdy noworodki mają tak niską wagę. 

Zresztą, jadę do niej po pracy. Czemu poszedłem w ogóle do pracy? Skoro nie mógłbym przy niej, nich, siedzieć cały dzień, to bez sensu żeby w domu siedzieć. Pójdę, przytulę, popatrzę na nich, i wypytam lekarzy dokładnie, co i jak. 

Dopiero teraz widzę - emocje schodzą. Czuję taki dziwny spokój. Chyba część tego złego samopoczucia, które wiązało się z powracającymi chorobami, wynikało ze stresu i świadomości, że poród tuż, tuż, że lada dzień, że trzeba być gotowym. 

Niesamowite to. Nasz synuś się urodził :)

15 komentarzy:

  1. Gratuluję szczęśliwemu Tatusiowi i młodej Mamusi :))) Niech Wam Synek rośnie zdrowo :))))

    A czy można liczyć na zdjęcia, niekoniecznie takie świeżutkie z sali porodowej, na maila? /Weronika

    OdpowiedzUsuń
  2. gratuluje! sz\koda tylko, ze cesarka sie skonczylo

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje!!!!!!!oby maluszek się zdrowo chował:)
    szkoda że musieli zrobić ciecie cesarskie,ale najwazniejsze jest zdrowie maluszka. Mimo,że twoja zona cała ciaze spedziła w domu martwi mnie fakt niskiej masy urodzeniowej Dominika,widocznie od pewnego momentu mały przestał przybierać na wadze,coś musiało zahamować jego rozwój,ale w tym momencie to nie istotne i mało wazne.
    Gratulacje tatusiu:)

    OdpowiedzUsuń
  4. gratulacje!!!
    zdrówka dla Maleństwa i Mamusia niech dochodzi do siebie!
    a Ty Tatuśku dbaj o nich! a potrafisz to, więc będzie dobrze!

    'mtm'

    OdpowiedzUsuń
  5. GRATULACJE DLA DZIELNYCH RODZICÓW ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluje:)) Bardzo się cieszę z narodzin maluszka:)) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem wzruszona i szczęśliwa razem z Wami Tomuszu i Natuszo! :)) Mieliście stres i niespodziankę, a teraz tylko radość i nowe obowiązki będą. Niech Dominik będzie z Wami jak najszybciej w domu, niech Natuszka dochodzi do zdrowia i do sił po cesarce. Wszystkiego dobrego kochani:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Eee tam cesarka, eee tam malutki..
    Nie jedno dziecko urodziło się przez cc, nie jedno było kruszynką..
    Najważniejsze, że wszystko ok :) i że maluszek jest z Wami :):)

    Ogromne gratulacje tatusiu :)
    Jesteś super mężem i wierzę, że będziesz też super tatusiem :)

    Zdrówka dla Natuszki i Dominika :) i mam nadzieję, że szybko rodzinka będzie w komplecie :):)

    Cieszcie się tymi pierwszymi chwilami we troje bo są wyjątkowe :):)

    Podczytuje długo ale tym razem nie mogłam nie skomentować :)

    Tycia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratulacje!!!
    Mój synek ważył podobnie, 2550 g. Pierwsza doba też w inkubatorze i pod kroplówką, ale potem zabrał się dziarsko do jedzenia. Dzieci momentalnie przybierają na wadze :)
    Pozdrowienia. Witamy na świecie!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Moje gratulacje! Dominikowi i Natuszce życzę dużo, dużo zdrówka przede wszystkim! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Gratulacje:))) to chyba najbardziej oczekiwany blogowy Maluszek ;-) Wredziolka

    OdpowiedzUsuń
  12. Wszystkiego co najlepsze dla Was!
    Klepsydra

    OdpowiedzUsuń
  13. pięknie to opisałeś, ... niby tak normalnie, ale jednak pięknie..
    :) gratulacje dla tatusia, no i przede-wszystkim dla mamuuusi :).. mam nadzieje , że w krótce zobaczymy zdjęcie Dominika :) pozdrawiam


    za-szybki-swiat.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Moje gratulacje! Pięknie napisałeś, nie sposób się nie wzruszyć... Obyście jak najszybciej byli razem we trójkę w domu!

    OdpowiedzUsuń
  15. echh...ja to mam zapłon...
    Kochani wielkie gratulacje dla Was. Bądźcie szczęśliwi we 3.
    :)
    Iza.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)