Jak tak czytam tu i ówdzie o tym, jakie inni młodzi ludzie - małżeństwa albo już prawie, czasem z dziećmi, a czasem bez, niekiedy czekające na maleństwo - mają, to zaczyna mi się wydawać, że my z Natuszą naprawdę mamy dobrze. Własny - ciasny, bo ciasny - kąt, pieniążki wystarczają jak na razie i powinny wystarczyć. Jedyne co tylko mam zrobić, to dostać się na aplikację... Oby się udało.
U nas, jak pewnie w całej Polsce, od 2 dni mniej więcej gradobicie - w sensie ulewy. Mniej - jak w pracy siedzę - a więcej, gdy z niej wychodzę. Normalnie. Dobrze, że wiele do przejścia nie mam.
Przedwczoraj i wczoraj miałem dni nieco rozbite. We wtorek pojechałem złożyć papiery na aplikację. Od miłej pani w OIRP usłyszałem no, wszystko się zgadza, nawet się nie mam do czego przyczepić. Oby na samym egzaminie tez tak było. No a później - jazdy. Niestety, jako że ustalałem to w zeszłym tygodniu, mieli wolne tylko o 19:00. Więc dzień rozbity, to popołudnie, bo po pracy do domu nie pojadę, bo jakbym pojechał - to na jakieś 40 minut i jechać połowę drogi z powrotem. Dobrze, że kończyłem pod domem. Nie jest źle - umówiłem się z instruktorem, że odezwę się jakoś przed egzaminem i ustawimy się na jeżdżenie nawet dzień w dzień, byle jakoś o 17:00, po pracy. Potem z bomby na egzamin, i musi się udać. Zanim dzidzia się urodzi, muszę mieć prawko i wóz.
Czyli znowu jakby uczenie się - i to najpierw na jedno, potem na drugie. Jaaa, niby tylko rok po studiach, a chyba z wprawy wyszedłem.
Zatem Natuszka jakby opuszczona ostatnie 2 dni w domku spędziła, ale dzięki temu pospać sobie może spokojnie po południu. Męczy się, maleństwo moje, szybciej, ale jest bardzo dzielna. I chyba trzeba będzie nieco spodenki ciążowe kupić, bo jeansy cisną już... Ciekawe, czy te z Allegro będą ok? Wymiary podają - ja sam, mimo że gabarytów specjalnie standardowych nie miałem, jedne z wygodniejszych i bardziej dopasowanych spodni tam właśnie kupiłem... Zobaczymy.
Jutro piątek, a w weekend nic nie musimy. I to jest optymistyczne. Mniej - że znowu niby upał ma być. A co - my nie damy rady? :)
U nas, jak pewnie w całej Polsce, od 2 dni mniej więcej gradobicie - w sensie ulewy. Mniej - jak w pracy siedzę - a więcej, gdy z niej wychodzę. Normalnie. Dobrze, że wiele do przejścia nie mam.
Przedwczoraj i wczoraj miałem dni nieco rozbite. We wtorek pojechałem złożyć papiery na aplikację. Od miłej pani w OIRP usłyszałem no, wszystko się zgadza, nawet się nie mam do czego przyczepić. Oby na samym egzaminie tez tak było. No a później - jazdy. Niestety, jako że ustalałem to w zeszłym tygodniu, mieli wolne tylko o 19:00. Więc dzień rozbity, to popołudnie, bo po pracy do domu nie pojadę, bo jakbym pojechał - to na jakieś 40 minut i jechać połowę drogi z powrotem. Dobrze, że kończyłem pod domem. Nie jest źle - umówiłem się z instruktorem, że odezwę się jakoś przed egzaminem i ustawimy się na jeżdżenie nawet dzień w dzień, byle jakoś o 17:00, po pracy. Potem z bomby na egzamin, i musi się udać. Zanim dzidzia się urodzi, muszę mieć prawko i wóz.
Czyli znowu jakby uczenie się - i to najpierw na jedno, potem na drugie. Jaaa, niby tylko rok po studiach, a chyba z wprawy wyszedłem.
Zatem Natuszka jakby opuszczona ostatnie 2 dni w domku spędziła, ale dzięki temu pospać sobie może spokojnie po południu. Męczy się, maleństwo moje, szybciej, ale jest bardzo dzielna. I chyba trzeba będzie nieco spodenki ciążowe kupić, bo jeansy cisną już... Ciekawe, czy te z Allegro będą ok? Wymiary podają - ja sam, mimo że gabarytów specjalnie standardowych nie miałem, jedne z wygodniejszych i bardziej dopasowanych spodni tam właśnie kupiłem... Zobaczymy.
Jutro piątek, a w weekend nic nie musimy. I to jest optymistyczne. Mniej - że znowu niby upał ma być. A co - my nie damy rady? :)