Tak wyszło, że blog zniknął. Nie wnikając w szczegóły - po prostu. Tzn. zniknął, ale jego treść pozostała i jest tutaj - przez co blog istnieje faktycznie od wczoraj, podczas gdy treść jest z dobry rok wstecz. Czyli - cała zawartość tomuszinatusza.blogspot.com.
Dlatego duży respect dla Bloggera za funkcjonalność eksportuj bloga - całość zajęła może ze 2 minuty. Mankament - cóż, nobody's perfect - archiwizacji podlega tylko blog z komentarzami, więc w wielką czarną dziurę internetu poszła cała reszta, zatem przede wszystkim linki. Dzięki temu, może i dobrze, dzisiaj posiedziałem nieco i odtworzyłem linki na tyle, na ile się dało - na podstawie znanych i lubianych blogów (których adresy pamiętam) plus adresów wszystkich, którzy coś nam komentowali na poprzednim blogu. Tego wszystkiego z przepisami kucharskimi nie będzie, przynajmniej na razie - kiedyś to na początku wrzuciłem, a w sumie to atrapa, bo i tak nie korzystamy, bo czasu nie ma.
Zielonkawo tak, bo jakby wiosennio-letnio i fajnie jakoś.
U nas ciężko jest. Dominiś od 2 dni jest mocno markotny, a raczej nie może jakoś spać po karmieniu w okolicy 2-3 w nocy. Efekt - od tak 4:00 pojękuję na granicy płaczu i nie bardzo mamy pomysł, jak go opanować, poza noszeniem na rękach. Czego efektem jest to, że słaniamy się na nogach - Natuszka w domku, ja w pracy i po. W takiej sytuacji czasami dochodzi do niepotrzebnych spięć, ze zmęczenia i frustracji całością sytuacji.
W niedzielę ogarnęliśmy popołudniem kuchnię - zajęło to kilka godzin, ale wszystko ułożone ładnie i jak w poprzedniej kuchni. Niewiele zmienialiśmy, ale przez to, że w segmencie w pokoju nie będą musiały być ciuszki małego (będą w jego własnej szafie w małym pokoju), wróci tam szkło karafkowo-kieliszkowo-podobne, a przez to zluzowało nam się miejsce w dwóch szafkach w kuchni. A w ogóle, nasz majster tak zmyślnie je poprzywieszał, że zmieściły się wszystkie - pierwotnie miała być jedna za dużo. Wygląda to ślicznie, razem z tą nową szafką z szufladami (musimy tylko przybornik nowy kupić na sztućce - szafka węższa, i ten posiadany jest za duży).
Wczoraj - kolejna część zakupów remontowo-mieszkaniowych. Kupiliśmy klamki do drzwi, domofon (wkurzające jest przy umawianiu dowozu czegokolwiek czy jakiejkolwiek usługi tłumaczenie, żeby zapisali numer telefonu majstra i puścili mu strzałkę, jak będą na miejscu - bo domofon nie działa...), lampy do wszystkich pokoi. Trwało to nieco, ale zdążyliśmy - do kasy truchtaliśmy z pełnym wózkiem w rytm płynącego z megafonów Szanowni klienci, prosimy o udawanie się w kierunku kas; zapraszamy jutro od godz. x. Capnęliśmy też słuchawkę do prysznica i baterię prysznicową, a do tego bardzo ładne - i promocyjne - kafelki gresowe na balkon. Wyszło wszystko cenowo bardzo przyzwoici - musimy poczekać jeszcze na jedną lampę, sprowadzaną z Niemiec (nie jest to problem - chodzi o tę stojącą, do pokoju).
Niestety, jak dzisiaj podliczyłem wydatki... cóż, zaczynamy być na minusie. Chyba, że coś wyjdzie taniej niż planujemy - na co się niezbyt zanosi, bo pozostały do zapłaty kwoty jednoznaczne, np. za meble czy zabudowę. Zobaczymy.
Teraz jeszcze:
- zdobyć kabinę prysznicową i brodzik + duperelki do łazienki (śmietnik, wieszaki)
- przewieźć tonę kartonów do dotychczasowego mieszkania
- spakować tam cały nasz (poza kuchnią) dobytek, porozkręcać szafy i łóżko
- przewieźć to wszystko w sobotę i wtaszczyć na 3 piętro do nowego mieszkania
Trzymajta kciuki.
dzieki z anowy adres;))
OdpowiedzUsuńheh powoli nas wyprzedzicie z tymi remontami ;p choć my od września i od zera.. (brak nawet łazienki;p )
OdpowiedzUsuńpowodzenia w wykańczaniu swojego gniazdka !
Remont, ach ten remont... Widzę, że u Was idzie to wyjątkowo sprawnie. Nasz ciągnie się już długi czas i końca nie widać... Zazdraszczam żyrandoli i cierpliwie czekam aż u nas znikną wystające z sufitu kable zwieńczone żarówkami.
OdpowiedzUsuńPodczytuję od pewnego czasu Twój blog. Z wielką chęcią tutaj zaglądam. Pomimo wszelakich problemów dia codziennego, piszesz o wszystkim tak pogodnie, że zdaje się, jakby problemy w ogóle nie istniały...
OdpowiedzUsuńSama jestem mamą niemal rocznego chłopczyka i tez niejednokrotnie mieliśmy podobne problemy z pojękiwaniem i płakaniem przez sen. Z reguły przyczyną było ząbkowanie. Może i u Was też już jest coś na rzeczy? Drugą opcją w naszym przypadku był ból brzuszka. Rzeczywiscie, takie nieprzespane noce dają popalic. Człowiek jest zły, senny i... kłótliwy. Dla ratowania cieriącego dziecka i swojego małżeństwa, podawałam Małemu Viburcol w czopkach- jest to włąśnie sopecyfik na takie stany niepokoju przy zabkowaniu, kolce czy bólach. Sprawdzał się idealnie.
Pozdrawiam :*
Dzięki za ciepłe słowa :)
OdpowiedzUsuńLenka - niestety, czopki stosować próbowaliśmy raz, gdy przytrafiła się Dominisiowi gorączka. Bezskutecznie - w tym sensie, że nie dał sobie ich zaaplikować, a efektem była tylko wielka kupa :)
Trzymam kciuki i za remont, i żeby Dominik nie dawał wam tak popalić ;)
OdpowiedzUsuńEch- to może akurat ten Viburcolo jest też w innej postaci? U nas akuart czopki sie spradzają, dlatego takowe stosujemy. Chyba, że już wszystko wróciło do normy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)