Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

sobota, 9 stycznia 2016

73. Prezenty

Jaka jest zasadnicza różnica pomiędzy szałem przedświątecznym osoby samotnej/pozostającej w związku, ale bez latorośli, a posiadającej potomstwo? Ano w mojej ocenie to, ile wysiłku i inwencji należy włożyć w to, aby pociesze swojej zapewnić adekwatne do oczekiwań upominki świąteczne.

Pomijam tu kwestię tego, jak w jakim domu się autora tychże prezentów określa - Świętego Mikołaja (jak u nas), Gwiazdora, Dziadka Mroza (jak w poprzedniej epoce za jedynego słusznego systemu, którego dzieci nasze nie znają, bo nie mają jak). Ja nie widzę niczego niestosownego w tym, że dziecko żyje do pewnego momentu w przekonaniu, że jest taki właśnie wesoły i pozytywny starszy człowiek na czerwono ubrany, którym wszystkim przynosi pod choinkę fajne rzeczy. Bez konieczności przebierania kogoś z domowników za takowego - co było by z góry skazane na porażkę i bez sensu, jako że Domik od razu by każdego rozpoznał. Poza tym, utożsamianie prezentów z Mikołajem w mojej ocenie nie uwłacza i nie przeszkadza w przeżywaniu tych świąt w klimacie religijnym, związanym z wiarą chrześcijańską. 

Dominik - o czym już pisałem - od czasu Mikołajek, kiedy znalazł pewne drobiazgi w butach i nie tylko, średnio tak raz na 2 dni podejmował później próby powiększenia swojego stanu posiadania: szukał kolejnych prezentów, pytając wytrwale, czy Mikołaj mu coś do buta przyniósł, i nie kryjąc rozczarowania na moją odpowiedź (konsekwentnie tę samą), że Mikołaj do buta to owszem, ale tylko raz w roku, więc jeszcze się musi uzbroić w cierpliwość; a i do wigilii onegdaj nieco czasu pozostało. Heh, klimat świąt, nie ma co :)

My logistykę świąteczną - na moje wyraźne naciski i solenne zapewnienie, że nie zamierzam czegokolwiek szukać na ostatnią chwilę i ganiać po sklepach - ustaliliśmy już pod koniec listopada. Było to o tyle skomplikowane, że - jako radośni pracownicy budżetówki zostaliśmy uszczęśliwieni bonami, które trzeba było jakoś spożytkować (w tym sensie, żeby nie kupić wszystkim prezentów z neta, bo na to pójdzie gotówka, a na prezenty co do zasady miała być kasa w bonach). Jakoś tam udało się to pogodzić i zorganizować. Choć do dzisiaj nie rozumiem, jaki jest celu wręczania pracownikom jakichkolwiek innych bonów niż wszechobecnych i wszędzie, gdzie jakiekolwiek bony są honorowane, akceptowanych bonów Sodexo - i tak na przykład, jak to było u Natuszki, bonów do... Tesco :|

Ad rem, jak to mówią - w tym roku Dominik załapał się na:
  1. zestaw Hot Wheels z serii tzw. ścianowców o numerku X9321 - kapitalna sprawa, trasa nie zajmująca miejsca na podłodze, bowiem montowana na ścianie w naprawdę (nawet jak dla osoby tak akonstrukcyjnej jak ja) banalny sposób; szkoda, że nie piszą, że "batteries not included" i wynika to dopiero z instrukcji w środku - cóż, od czego są całodobowe stacje benzynowe; świetna zabawa, niesamowita precyzja i zmyślność wykonania; Domikowi też :P się podoba
  2. klocki Cobi Qixels - strasznie ciekawa sprawa: tacka, małe kosteczki (za małe jak na moje paluchy), a do tego pistolecik na wodę; sklejasz toto wg wzoru albo własnego pomysłu, po czym wystarczy pistolecikiem na wodę opryskać solidnie całość, a po pół godzinie jest to połączone trwale; mój jedyny problem - serio, do dzisiaj - to jak te klocki rozłączyć? bo pojęcia nie mam a rozumiem, że to jest wielokrotnego użytku
  3. gra Operacja - pewnie każdy widział to w sklepie z zabawkami czy markecie; fajna rzecz, typowo zręcznościowa: przy pomocy małych szczypców musisz powyciągać z planszy plastikowe, hm, ciała obce, które należy usunąć z ciała pacjenta; dowcip polega na tym, że nie można szczypcami dotknąć ramki zagłębienia, w której znajduje się dana rzecz, ponieważ wtedy wszystko piszcz i świeci się nos pacjenta, a osoba traci kolejkę
  4. gra Chicken Bonanza - kolejna zręcznościówka z ciekawym pomysłem i co do zasady fajna; niestety, chyba trafiliśmy na jakiś trefny egzemplarz; chodzi o to, aby w zanim rzeczony kurnik wystrzeli w powietrze, posadowić na nim jak najwięcej kur - tylko jak to zrobić, kiedy po 3-4 grach wystrzela on w górę po jakiś 5-12 sekundach? czyli zanim ktokolwiek zdąży wykonać jakikolwiek ruch :/
  5. figurka dinozaura Arlo - bo poszliśmy, nieopatrznie, na początku grudnia na "Dobrego dinozaura" do kina (wg mnie film średnio dla małych dzieci), i Domik zażyczył sobie figurki głównego bohatera
  6. ryczący i jadący samodzielnie dinozaur - bo dinozaury są po prostu fajne i Domik ostatnio preferuje właśnie taką zabawę :)
Poza tymi prezentami zrealizowanymi - chyba nic nie przeoczyłem? - przewijało się także sporo pomysłów, które ostatecznie poległy. W tym dość często różnej maści zestawy klocków Lego, którymi mały się coraz bardziej interesuje. Ja z dzieciństwa wspominam zabawę nimi świetnie, fajnie można ćwiczyć pomysłowość i wyobraźnię (i do dzisiaj pluję w brodę, że w pewnym momencie je po prostu wywaliliśmy, jak z bratem z nich wyrośliśmy...) - ale ceny, o ile w ogóle to z AlleDrogo czy innych internetów, po prostu powalają; o sklepowych nie wspominam. Rozumiem, cenią się - ale 200 zł za średni zestaw klocków? Przed świętami za to przetestowaliśmy polski odpowiednik (zresztą pasujące do Lego) czyli klocki Cobi - do Biedronki rzucili zestawy m.in. z Pingwinów z Madagaskaru. Jest to całkiem dobra alternatywa, jednakże po zabawie mogę powiedzieć, że wyczuwalna jest inna jakość produkcji i materiałów, z których klocki powstały - Domik miał problem ze złączeniem, a przede wszystkim rozdzieleniem klocków Cobi, w których spasowywanie i rozdzielanie trzeba było włożyć sporo wysiłku. Ale, jak nie patrzeć - produkt polski i wypada wspierać.

Uświadomienie sobie przez Dominiczka, że "Mikołaj musi wiedzieć, jakie byś prezenty chciał dostać na święta" miało jeszcze ten efekt uboczny, że w praktyce przy 99% reklam, kiedy oglądał sobie jakąś bajkę, wołał jedno z nas.oboje tylko po to, żeby wyrecytować, że "on by chciał...", żywo gestykulując w kierunku telewizora, czasami nie potrafiąc nawet wymówić nazwy danej zabawki. Trochę wody upłynęło, zanim uświadomiliśmy mu, że to nie jest tak, że Mikołaj wszystko przyniesie, każdą zabawkę. Tu mnie zaskoczył dojrzałością - serio - bo przyjął to z dużą dozą zrozumienia. 

A prezenty, które dostał, sprawiły i sprawiają mu sporo frajdy :) 

2 komentarze:

  1. To się Mikołaj udał na całego

    OdpowiedzUsuń
  2. Generalnie, Domik zachwycony był. Niestet, Chicken Bonanza ewidentnie jest do wymiany - sądząc po komentarzach na Ceneo chyba, dość często zdarzają się egzemplarze wadliwe, które zbyt szybko wystrzeliwują do góry...

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)