Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

niedziela, 20 grudnia 2015

72. Przedświątecznie

Jak tam u Was przed świętami?

Zacznę od Mikołajek. Wychodzimy z założenia - u nas tak było w domach, obydwojga - że to nie taka druga wigilia i pretekst do obdarowania dziecka Bóg wie jaką ilością prezentów, ale coś fajnego, jednak symbolicznego plus słodkości (u Domika w małej ilości - generalnie, jak się obje czekolady, to bywa różnie). Zabawa była rano - napisaliśmy mu karteczkę, żeby szukał w mieszkaniu prezentów - że niby od Mikołaja - w sumie bez znaczenia, skoro nie umie czytać :) Chodziło o to, że prezenty się nie zmieściły by gabarytowo do żadnego buta. Znalazł bezbłędnie i bardzo szybko :) 

Potem kwestia świąt ucichła jakby - poza tym, że przy każdej reklamie w TV jest "maamaaaa/taaaata, a kupis mi... [wstaw daną zabawkę]". Heh...

Aż do wczoraj - kiedy przywieźliśmy choinkę. Pierwszy raz nie taka ok. 2-metrowa, ale mniejsza, ok. 1,7 m. Ale za to jaka ładna, symetryczna, rozłożysta. Teściowie poratowali małym stoliczkiem, na którym stanęła. Muszę powiedzieć, że jestem dumny z małego - po raz pierwszy nam naprawdę pomagał, a nie przeszkadzał. Widać było, że się zastanawiał, dobierał bombki (jak dobrze, że mamy odporne chyba na wszystko plastiki - nie ma strachu, jak coś pęknie, że ktoś sobie wbije garść odłamków szklanych w rękę), i bardzo się wczuł, czując że jest ważny i potrzebny. Poszło w sumie całkiem sprawnie. Potem jeszcze zamontowaliśmy mu własne ledowe lampki w pokoju - w sumie, nie trzeba lampy zwykłej włączać, tak jasno się zrobiło :)




A pomiędzy szałem zakupowym przedświątecznego żarcia - tak, wigilia jest u nas (teściowie, my z Domikiem plus szwagrostwo [?] z 2 dzieci) - było jeszcze dzierganie pierników. W ogóle, panie w sklepie pod domem, jak mnie widzą, to mają ubaw: wczoraj byłem z... 6 razy? Jak już było i kakao, i papier do pieczenia (jego brak wyszedł ostatni), to zaczęło się gniecenie - tu Domik dopingował nas oglądając bajkę, bo za mało siły w rączkach ma. Potem zaczęliśmy wycinanie - tzn. głównie Natuszka i Domik, a ja kibicowałem. Sprawnie poszło, z równoległym pieczeniem - chyba tak na 3 czy nawet 4 razy, żeby wypiec wszystkie. Dzisiaj, rozsypując ozdoby chyba po całej kuchni, udekorowaliśmy całość lukrem, takimi kolorowymi polewami i toną słodkich robaczków (tak, to je następnie wciągałem odkurzaczem z każdego zakamarka kuchni). Domik z kolei napracował się, co musiał zrekompensować... wsunięciem kilku pierniczków. Nieopatrznie podsunąłem mu pomysł z jedzeniem przez zamaczanie najpierw w herbacie - chce koniecznie spróbować po południu :)




Efekt uboczny przygotować - hmm, malutkiemu coś się uwidziało, że jak choinka, to i prezenty. Rano pytał - tłumaczę mu, że w Wigilię, za 5 dni. Ok. Godzinę później zaczął szukać po butach, czy Mikołaj czegoś nie zostawił. Znowu tłumaczyłem, że w butach to tylko na Mikołajki prezenty, i to wcale nie jest tak, że jak choinka jest w domu, to już codziennie gdzieś prezenty będą. Znaczy się - synkowi nastrój świąteczny udzielił się :) 

Podsumowując - poza koniecznością ugotowania i upichcenia sporej ilości żarcia - jesteśmy całkiem przygotowani, biorąc pod uwagę, iż prezenty praktycznie wszystkie mamy, zapakowane i zamelinowane w piwnicy (za duże gabaryty, żeby po domu chować). 

Jak tam wasze przygotowania? 

1 komentarz:

  1. Panie Tomku bardzo proszę o pomoc w zbiórce pieniędzy na moje leczenie i rehabilitację. jestem podopieczną fundacji słoneczko w Złotowie. Numer subkonta 437/G
    dziękuję. Na stronie fundacji można o mnie przeczytać Czytelniczka
    /

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)