Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Weekend pod znakiem KC

Weekend upłynął nam połowicznie chilloutowo, połowicznie pracowicie.

W sobotę żeśmy się wyspali. Zasadniczo jest to nieco trudne, jako że nasz apartament :D mamy zorientowany w taki sposób, że jedyne okno wychodzi na stronę, z której jest rano słońce - więc słoneczko nam po buziach świeci wtedy. Co przyjemnym jest, ja nawet przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy jestem - jako że w domu u rodziców też tak miałem. Przyjemne = w weekendy, bo w tygodniu wstajemy o porze, w której nawet słońce nie jest w stanie dojść aż do naszego okna...

Po pochłonięciu śniadanka - zaznaczam, Natusza oprotestowała jajecznicę, i nakazała przyniesienie sobie bułeczek, co skwapliwie i szybko uczyniłem (Natusza głodna = Natusza zła, a Natusza w ciąży rano głodna jest permanentnie, więc trza się spieszyć...) - ogarnęliśmy mieszkanko, porządkując to i owo. Polazłem później po zakupy do Biedrony, a w tym czasie pojawili się teściowie, i Natusza z mamą udała się po babskie zakupy. W międzyczasie przysłowiowym, jak ja wróciłem, miałem okazję pogadać z teściem sobie.

Gdy panie wróciły - dostałem prawie zawału, gdy dowiedziałem się, że ciążowe spodnie Natuszy kosztowały... 150 zł! Nie chodzi o to, że teściowa kupiła - choć głupio... Straszna kwota. A bardzo podobnie wyglądające na Allegro - za niespełna 40 zł. Coś podejrzane. Może dlatego, że kupione w sklepie z odzieżą ciążową w centrum mniasta? No właśnie - Natusza, choć waga trzyma się jej praktycznie bez zmian, poszerza się do przodu, zatem właśnie taka ciążowa garderoba jest pożądana, i musimy takową gromadzić powolutku. Jakieś rady? Dobre miejsca, gdzie coś takiego w Trójmieście nabyć drogą kupna? Panie - do dzieła!

Z teściami posiedzieliśmy, po czym pojechaliśmy do knajpki nieopodal - Bistro Luna, w okolicy centrum Gdyni, polecam, smacznie, porcje od serca - i po dobrym obiadku teściowie popędzili do domu, zaś my poszliśmy na spacerek na bulwarku, powdychać conieco jodu. Faktycznie - wcześniej nie zwracałem na to uwagi - pełno kobiet w ciąży, z wózkami i małymi dziećmi :D Plaga, zaraza dosłownie jakaś :P A Natusza opowiadała i opisywała mi każdy napotkany model wózka - wraz z komentarzem, co o nim sądzili użytkownicy spośród znajomych :)

Później Natusza oddała się relaksowi w półśnie, czasami czytając - a ja zasiadałem do chwilowego obowiązku: nauki, yeaaaaaaaa! Przez te 2 dni skończyłem robić notatki z całego kodeksu cywilnego - bo stwierdziłem, że skoro to mnie najbardziej interesuje, a i myślę że to będzie jeden z najbardziej potrzebnych na egzamin, jako że jeden z 2-4 najbardziej podstawowych, to sobie ponotuję. De facto, skrótami myślowymi, poza oczywistymi oczywistościami - przepisałem cały. Zajęło mi to pewnie ze 2 doby w sumie - z czego w sobotę i niedzielę po jakieś 6-7 godzin. Ale wczoraj nieco po 20:00 skończyłem!

Dzisiaj - dla odmiany - kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz ustawa o księgach wieczystych i hipotece. Jupi!!!!!!! Czego to człowiek nie robi z miłości do prawa... a może żeby się dostać na aplikację? Zaraz... A to nie jest to samo?!?

Aura sympatyczna - ale w granicach rozsądku. Cieplutko było, spacer w weekend był, do kościoła poszedłem w krótkich spodenkach. Dzisiaj też - wręcz dusznawo, L. straszy burzą, a ja się wybieram dzisiaj po zakupy. Nie żebym lubił je, albo miał ochotę wydawać teraz kasę - problem polega na tym, że jak w sobotę mnie wzięło na mierzenie spodni, których byłem posiadaczem, to okazało się, że... zostały mi 1 (słownie - jedne) jeansy i ze 2-3 pary inne + duża ilość krótkich spodenek. Reszta? O dobre pół raza za duże. Tak to jest, jak się dietę przechodziło (a w schyłkowej części - przechodzi...). Wyszło, że schudłem ok. 30 kg, a w pasie przeszło 20 cm zrzuciłem. I teraz - chciałeś, chłopie, chudnąć, to teraz garderoba do wymiany.

Ale dobrze jest. Siedzę, okienko otwarte, za okienkiem szumi zakładowa fontanna :D drzewka za oknem, słoneczko, Chilli Zet w tle - taaak. Nic tylko się uczyć. Tylko nie bardzo mi się chce.

A w ogóle to doszedłem do wniosku, że jak (w tym momencie wszyscy: rodzina, Natusza i przyległości krzyczą: JAK TO!!!! Nie jak w sensie o ile, tylko KIEDY! bo musisz!) dostanę się na aplikację, to szukam pracy. Czy tu jest mi źle? Nic z tych rzeczy. Praca świetna do pogodzenia z aplikacją, sensowna, płatna też nieźle. Chodzi o to, że postaram się przeflancować do kancelarii - o ile znajdę taką, gdzie mnie zatrudnią, jako że mieszkanie, Natusza i maleństwo się nie utrzymają z jej pensji. Czemu? Bo tam będę mógł pracować na pozycję, która przyda się po aplikacji - będzie pracodawca, jacyś już klienci wypracowani, pozycja. Gdyby to się udało...

Halo! Pobudka! Taaak... Naucz się, chłopie, najpierw, zdaj, dostań się na aplikację. Potem się będziesz dalej martwił.

No, to idę robić :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)