Niesympatyczny szef, wymyślający praktycznie (z uwagi na dostępne środki) awykonalne zadania, dodatkowo z oderwanymi od rzeczywistości terminami wykonania... Codzienne marudzenie i wypominanie "ale dostałeś to w poniedziałek". I co z tego? Siedzę nad tym od poniedziałku rana, ostatnio po 12 h dziennie. Za nadgodziny pies z kulawą nogą mi nie zapłaci, słowa podziękowania też nie dostanę. Dodatkowo, piętrzenie idiotycznych pytań.
To właśnie moja rzeczywistość tego tygodnia, i powód dla którego nie piszę nic, bo nie mam czasu, a jak wyląduję w domu, to nie mam siły. Natuszkę widuję wieczorem, Dominika tylko przez sen. A od wczoraj realnie myślę o szukaniu normalniejszej pracy, w której oczekiwania będą przekładały się na wynagrodzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.
Pozdrawiam :)