Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

poniedziałek, 7 listopada 2011

23. Światło w lodówce i śledzik w śmietanie

W czwartek wpadłem do domu na chwilę, po drodze do własnego domu z pracy. Dawno strasznie tam nie byłem. Bo tak zacząłem myśleć - mama po operacji już prawie 3 tygodnie, a ja ani razu do niej nie wpadłem. Fakt, roboty dużo, Dominisia nie mogę samego Natuszce na głowie zostawać. Dzwoniłem do niej nie raz... i niestety, głos przez telefon nie był optymistyczny - daleko mu było do tej siły i pewności jeszcze z nie tak dawna. 

Okazało się, że na szczęście badania pod kątem nowotworu są negatywne - w wyciętych tkankach nic takiego nie ma. Uff... Ale mama słabiutka, jakaś taka mała, przygarbiona. Tak naprawdę, zanim zaczęły się tegoroczne problemy ze zdrowiem (które, zakładam, wraz z operacją się wyjaśniły), nie zdawałem sobie sprawy z jej wieku. Za 2 lata 60-tka stuknie, od 35 lat pracuje, może i nie fizycznie ciężko, ale nie raz na 2 fronty, gdy byliśmy mali starała się dorabiać jak może dodatkowymi fuchami, wykładami zleconymi. Do tego jeszcze toksyczna, delikatnie mówiąc, relacja z ojcem i fakt, że ciągle siedzą pod jednym dachem, drąc koty częściej lub rzadziej. I mimo że zawsze była osobą bardzo żwawą, energiczną, każdą wolną chwilę spędzała na spacerach, wypadach, na powietrzu - po prostu się starzeje, a przez to choróbsko widać to bardzo mocno. Niby ma jeszcze 2 tygodnie zwolnienia (wypisując, dali jej w sumie miesiąc), ale jak mówi mi, że jak pójdzie na godzinny spacer do parku, to musi potem się położyć, bo jest zmęczona... nie tylko się martwię; ona po prostu nie jest jeszcze w formie do powrotu do pracy bardziej niż na pewno.

W sobotę zjechaliśmy do centrum, Natuszka poszła do fryzjera dawno umówionego, a ja w tym czasie z Dominisiem poszedłem nad wodę. Mimo, że mieszkaliśmy tam niespełna 2 lata, przyzwyczaiłem się do tego miejsca. Dużo wspomnień z tego okresu - a zarazem z naszej z Natuszką wcześniejszej znajomości. Ile tam było spacerów, wypadów do kina, czy na rybkę. Tam się przecież oświadczyłem. Tam stoi restauracja, gdzie mieliśmy wesele. Tak sobie szliśmy i opowiadałem młodemu, co i jak. A co, niech wie :) 

W niedzielę pierwszy raz od chyba 3 tygodni pierworodny pozwolił mi wziąć spokojnie udział we Mszy. Nie, żeby wcześniej się jakoś darł wniebogłosy - nie ten typ. On po prostu zaczyna sobie pojękiwać i stękać, tak marudzić po swojemu. Jednego razu prawie zaczęliśmy się z Natuszką śmiać, bo robił to w tak komiczny sposób, wpasowując się akurat w kazanie, że całość była po prostu niesamowita. Wczoraj ładnie spał sobie - podokazywał później w Tesco, gdzie - niestety - musieliśmy pojechać po zakupy, bo w lodówce jakoś wyszło, że zostało głównie światło i śledzik w śmietanie. Kilka wizyt się zapowiada, w tygodniu nie ma jak, więc trzeba było wczoraj. Ale się szybko uwinęliśmy.

Aura ciągle zachwyca. Fakt, rano jest jakieś +5 stopni, w dzień do tych 10-12 dochodzi, szron na samochodach. Ale kolory niesamowite. A teraz już to wszystko z drzew spada, więc tym piękniej na ulicach. 

Ten tydzień - znowu krótszy :)

3 komentarze:

  1. Szczerze ci tomek powiem,ze gdyby mojego meza mama miala operacje to moj maz by sie zesikał i co tydzien jezdził do mamy.Nie wiem czy to jest kwestia bycia jedynakiem przez mojego meza czy wychowania,ale podobnie i ja bym musiała pojechac do mamy.My od rodzicow mieszkamy w odleglosci 100km od siebie,ale ja bym nie pozwoliła aby moja mama badz tesciowa zostały same.

    Mimo ze moja tesciowa ma full siostr to bym nie mogla patrzec jak siedzi sama,a tym bardziej ze piszesz ze mama slabiutka.

    Piszesz ze nie mozesz Natuszki zostawic sama w domu z małym,ale zamiast do fryzjera z Natuszka mogliscie pojechac do tesciow.Twoja mama drze koty z ojcem wiec tym bardziej ciebie potrzebuje jako starszego syna.A wnuki dzialaja na dziadkow jak lekarstwo.

    Jakos to tak nie smacznie odebralam powiem ci.
    Jezeli nie mam podstaw bardzo,bardzo przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja również podzielam zdanie Anaridy.
    Niby z jakiego powodu nie możesz zostawić Natali samej z dzieckiem? Moim zdaniem za bardzo ją niańczysz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem jedynakiem. Z rodzicami mieszka mój młodszy brat. A ojciec, jak widziałem w szpitalu, zachowywał się bardzo taktownie i o ile wiem od brata, póki co jest spokój. Oczywiście, gdyby mieszkała sama, sytuacja by wyglądała inaczej.

    Nie, to nie kwestia wychowania - ale relacji, jakie między nami są od czasu, kiedy moja mama najpierw coś zadeklarowała, potem się z tego wycofała, co kosztowało nas z Natuszką bardzo wiele nerwów, a dotyczyło sprawy bardzo ważnej, bo kupna mieszkania. Niestety. Tak, to mama, ale ponosimy konsekwencje tego, co robimy. To nie jest kwestia wybaczania, ale pamięci o tym co było. Piszesz, że mama mnie potrzebuje? Szkoda, że ona nie pomyślała o tym, kiedy myśmy (w tym jej jedyny wnuk) potrzebowali jej pomocy.

    Przykre to jest, bo teraz z teściami mam lepsze relacje o wiele niż z mamą, a właściwie z rodzicami. Niestety, z ich (rodziców) winy właśnie. I nic dziwnego, że nie pałamy chęcią do wyjazdów do nich (rodziców) razem - ja się z tą sytuacją uporałem łatwiej niż Natuszka, a nie chcę jej zmuszać do wizyt, sztucznych uśmiechów i udawania, że jest wszystko ok; i nie będę.

    Tak, sytuacja jest trudna. Na własne życzenie moich rodziców.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)