Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

środa, 17 sierpnia 2011

09. O wyższości Tesco nad Biedronką, zabudowie balkonu i kaszce

Sobota upłynęła na sprzątaniu i zakupach w Tesco. Chyba się na nie przestawimy - nie co tydzień, ale tak raz na 2-3 tygodnie. Sam czytałem o tym na WP nie tak dawno, ale widzę to po cenach na półkach - wychodzi, że Tesco jest tańsze niż Biedronka. Ok, Biedronka bliżej, nieopodal domu, ale poza fajnymi cenami... cóż, mały wybór, np. jeśli chodzi o nabiał czy wędliny. Czasami człowiek ma ochotę zjeść coś innego. Pewnie, ceny dobre, czasami fajne rzeczy niekoniecznie do jedzenia mają za śmieszne pieniądze, w ramach tych ofert tygodniowych. Ale w Tesco po prostu większy wybór jest. Raz na jakiś czas warto pojechać. Nie mówiąc o tym, żeby kupić jakiś sensowny alkohol. A już w ogóle - jeśli chodzi o jedzonko dla dzieci, ciuszki czy środki pielęgnacyjne dla maluszka. 

Mały W-Fik miałem, teściom 125 kg kafli wniosłem na 5 piętro w sobotę. Wczoraj i dzisiaj majster, który nam robił remont, dłubie u nich tam - pomalował balkon, a dzisiaj ma kafelki kłaść. Na dniach pojawi się firma, która fajną i rozsuwaną zabudowę balkonu ma im zrobić. Kwestia gustu - ja bym tego nigdy nie zainstalował, bo lubię, nawet jak pada czy zimno, wyjść choćby na moment - nie mówiąc o możliwości siedzenia na słoneczku jak jest ciepło. Bo ja balkon traktuję jak kolejne w domu pomieszczenie. Ale im się to podoba. 

Przez to wszystko, w sobotę nie zdążyliśmy obiadu przygotować ani zjeść, a w domu wylądowaliśmy tak, że Dominika trzeba było kąpać. I co? DaGrasso zawsze pod ręką - powinniśmy jakieś karty stałego klienta dostać. Za dużo tam jemy tej pizzy, tak na serio. Co zrobić - dobra jest :) 

W niedzielę teściowie zaprosili nas na obiad. Była też szwagierka z mężem. Dziwnie tak - wyglądali jak stare dobre małżeństwo, a nawet nie są jeszcze 2 m-ce po ślubie. Prawie się do siebie nie odzywali. Nie mają łatwo - mieszkają z jego dziadkiem, panem naprawdę starszym o nienaruszalnych i niedyskutowalnych przyzwyczajeniach, który nie da się ukryć, utrudnia im życie mocno - a to niespodziewanymi (osobne mieszkania w jednym domku) wizytami, a to oczekiwaniami, że mąż szwagierki co tydzień zawiezie go w sobotę na cmentarz (tracąc pół dnia na to - podczas gdy pracuje 7-19 i niewiele czasu ma w domu dla żony, nie ukrywajmy), i innymi różnymi smaczkami. Co w połączeniu z charakterem szwagierki... Tia. Nie ma dziewczyna łatwo, ale cóż. 

W poniedziałek, też wolny, połaziliśmy sobie, w tym ja z malutkim byłem na długim spacerku, żeby Natuszka odsapnęła sobie. Fajnie tak. A wieczorem świetny film "Niania w Nowym Jorku" ze Scarlett Johannson. To mocno dziwne, ale od tych 2 dni co chwilę widzę naokoło sytuacje, które bardzo pasując do - chorej, nie da się ukryć - relacji w domu, gdzie tytułowa bohaterka najęła się jako niania. Przykre to jest. Ale film świetny - kto nie widział, niech obejrzy. 

Dominiś coraz bardziej zabawowy jest. Ostatnio lubi się bardzo przytulać. Łapki coraz bardziej sprawne, paluszki coraz pewniej łapią wszystko, trzymają mocno, obracają. Niektóre dzieci, ponoć, w wieku tych jego skończonych 5 m-cy przewracają się na brzuszek. A on nie. Czym ja się nie przejmuję - jeśli wierzyć mojej mamie, ja sam nie kwapiłem się za bardzo do siadania, mówienia czy chodzenia. I co, nie jestem normalny? Jestem. Upośledzenia żadnego nie zaobserwowałem - choć takie teksty można czasami przeczytać tu i ówdzie, jak jakieś dziecko, nie daj Boże, śmie spóźnić się z tym czy innym etapem rozwoju. Halo! To nie programowalne maszynki, a dzieci - każde inne i na swój sposób wyjątkowe. 

Mamy z nim nieco problem, jak tak spacerujemy, głównie popołudniami. Bo jak sobie pośpi na powietrzu, to generalnie budzi się niewiele przed kąpielą. Nie da się ukryć, dość rześki. I potem jest sajgon po kąpieli, bo nie daje się uśpić i położyć. Nie, nie ryczy - po prostu się śmieje i czeka na zabawę. Jakby  śpiący był - jęczałby albo płakał. A tu - nic. Posadzisz w bujaczku - zaczyna się bawić łapkami i przyglądać ciekawie. Chyba trzeba spacerki uskuteczniać nieco wcześniej, żeby po nich zdążył się zmęczyć i zasypiał po kąpieli i karmieniu.

No i te kaszki... Pediatra kazała nam, tzw. ekspozycja na gluten to się ponoć fachowo nazywa, raz na 2 dni dodawać do mleka wieczorem, przed snem, pół łyżeczki kaszki. Wszystko fajnie - tylko że kaszka nie chce lecieć przez smoczek, z jakiego Dominik pije (za mała dziurka), za to jak założymy większy to owszem, leci, ale Dominik nie umie z niego pić, bo za duże dziurki i biedaczek krztusi się -> denerwuje -> ryczy. Tak, czytałem o podawaniu łyżeczką - ale chodzi o to, żeby sprawdzić, czy nie jest uczulony, i podawać właśnie w takiej formie - w butelce. Macie pomysł, jak to ugryźć? Zaprzeć się i przymuszać do nauczenia się picia z większym smoczkiem? Czy olać tę formę i spróbować łyżeczką? Bp np. Natuszka podobno w ogóle kaszki nie trawiła - ani tak, ani tak.

4 komentarze:

  1. Pytasz serio i jesteś zainteresowany? Do tej pory jakoś nie uczestniczysz w dyskusji w komentarzach... Pytałam kiedyś po co wprowadzacie dziecku butelkę - przecież żona może karmić piersią mimo powrotu do pracy - a to i dla dziecka zdrowsze i na pewno tańsze. O odżywczych i emocjonalnych korzyściach dla niemowlęcia nie wspomnę. Da się. No - ale odpowiedzi nie uzyskałam, więc stąd moje powątpiewanie, czy obchodzi Ci zdanie czytających bloga...

    Ja mojemu półroczniakowi podaję mannę w obiadkach - można też dodać do owoców - łyżeczkę manny gotuję w małej ilości wody i dodaję do jedzenia. Karmię łyżeczką.

    Co do spacerów - albo wcześniej spacer, albo później kąpiel. Albo spacer po drzemce w domu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że pytam serio i jestem zainteresowany. Jeśli na jakieś pytanie z komentarza nie odpowiedziałem - to głównie dlatego, że nasze życie od marca do lipca generalnie stało na głowie, i poza sporadycznym pisaniem na blogu nie miałem czasu ani głowy do komentarzy.

    Żona nie karmiła piersią prawie wcale, bo Dominiś od początku nie chciał pić w ten sposób, choć żona pokarm miała. Nie umiał, nie najadał się, płakał i tak w kółko. Pediatrzy więc polecili, żeby Natuszka pokarm odciągała - sprawa się rozwiązała, malutki zaczął jeść spokojnie, przybierać na masie, a my mogliśmy zawsze łatwo sprawdzić, ile zjadł. Problem był inny - przez to sporo czasu poświęcała na samo odciąganie, maszynkę do odciągania nosiła ze sobą właściwie wszędzie (m.in. na ślub szwagierki niedawno). Niebawem, za niespełna 2 tygodnie wraca do pracy, więc w połowie lipca, po zasięgnięciu opinii pediatrów, przestawiać zaczęliśmy synka na mleko modyfikowane (nie takie zwykłe, lekarka daje nam recepty na takie inne, nazwy teraz nie pamiętam).

    Nie neguję walorów karmienia piersią - ale pół roku wystarczy, gdy żona musi wrócić do pracy, i po rocznej przerwie ostatnią rzeczą, jaka jest jej teraz potrzebna, jest dodatkowy problem z pokarmem, czyli ciągłą laktacją. Dlatego przestawianie małego na inne mleko zaczęliśmy wcześniej, i laktacja się uspokoiła praktycznie.

    Od początku podawałaś mu w tej formie, do obiadków? Bo napisałem wyraźnie, że chodzi o ten początek, przyzwyczajenie, i sprawdzenie w ramach tzw. ekspozycji na gluten.

    OdpowiedzUsuń
  3. OK :) Jako mama dwóch maluchów, sześciolatka i niemowlęcia wiem co nieco o zabieganiu ;)

    Tak, manna trafiła do menu Młodego od razu jako dodatek do obiadu - przyznaję, że to bardzo wygodna forma :) Od początku je w taki sposób. Dziecku zupełnie obojętne, czy dostanie mannę tak, czy w mleku. A macie smoczek specjalnie do kaszki? Mój starszy syn, gdy korzystał przejściowo z butelki, kaszkę jadł przez smoczek z dziurką naciętą w X.

    A tak OT - mam wrażenie, że pediatrzy niewiele wiedzą o karmieniu piersią, albo celowo napychają kabzę producentom mleka modyfikowanego. Szkoda, że Twoja żona nie trafiła na fajnego doradcę laktacyjnego - laktacja mogłaby się unormować w kilka tygodni i trwać pięknie do dziś, bezproblemowo.
    Mój syn ma 6,5 miesiąca, 1 września wracam do pracy. Nie mam laktatora, nie przestanę karmić piersią, zmienię tylko nieco rytm karmień. Piersi potrafią przyzwyczaić się do innego rytmu w 1-2 dni.

    OdpowiedzUsuń
  4. kurde, co tak sie uparli na karmienie piersia? wiaodmo, ze jest zdrowsze itd, ale natusza i tak dosc dlugo kamrila, a skoro musi wracac do pracy to nie przesadzajmy idealizujac karmienia piersia.

    co do kaszki, my tez przez butle nie potrafilismy dawac z identycnzych powodowo co wy i faktycznie s aobiadki z kaszka manna;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)