Weekend - jak to weekend - minął dość spokojnie. Sprzątanie, zakupy, takie tam - zajmowanie się maluszkiem. Więcej czasu, i dobrze. W niedzielę, wykorzystując słoneczną aurę, wyszliśmy na spacerek z Dominikiem po dzielni - pierwszy od kilku dni, bo wcześniej dosłownie łeb urywało, taki wiatr, a do tego najczęściej padało. W sumie, w niedzielę - gdy już wyszliśmy - też się okazało, że dość mocno wieje, ale się nie daliśmy. Młodego dotleniać trzeba, więc dotleniamy :)
Kropelki na wzdęcia jakby pomogły - nie wygina się nam już tak i spokojniejszy jest. Choć w ogóle, to on dość nerwowy i niespokojny duch jest, ale może tak ma? Ja też nerwus jestem, Natuszka czasem również - więc ma po kim to mieć :) Czasami karmienie nie wychodzi tak ładnie, jak byśmy chcieli - sposobem okazało się jednak odciąganie pokarmu i podawanie synkowi z butelki, przy czym można dokładnie sprawdzić dodatkowo, ile wypił.
W niedzielę, choć ciężko mi z tym było, pojechałem do rodziców, bo w mailu w tygodniu deklarowali pomoc finansową. Najchętniej unieślibyśmy się honorem i nie przyjęli jej. Ale prawda jest taka, że bez tych pieniędzy nie mielibyśmy grosza na remont mieszkania, które go wymaga (stąd korzystna cena) - owszem, można dobrać (na innych niż RnS warunkach - bez dopłat, jak zwykły kredy konsumpcyjny) kredyt na remont, i nawet zdolności by nam pewnie wystarczyło... tylko kasy na raty już chyba nie. Rodzice zaoferowali konkretne kwoty, które - choć w sumie o połowę mniejsze niż to, co miało być dla mnie ze sprzedaży mieszkania gdzie teraz mieszkamy - powinny wystarczyć na opłaty okołokredytowe i związane z tego kredytu uzyskaniem (z podatkami - 13 000 zł jak nic), no i ten remont nasz. Na dniach trzeba będzie umówić się z panem, który ma go wykonać - żeby na oko wycenił pracę. Przy okazji porobi się zdjęcia na potrzeby ew. wyceny banku no i wymierzę wszystko.
Czemu tak konkretnie? Wczoraj wieczorem dogadaliśmy się z właścicielami co do ceny mieszkania, na którym nam zależało. I podpisaliśmy umowę przedwstępną - czyli po zgromadzeniu dokumentów, droga do wniosku o kredyt stoi przed nami otworem :)
Tylko trzeba się na coś zdecydować - któryś kredyt. O ile widzę, to różnica w warunkach i opłatach niewielka będzie - różnić się będzie o tyle, o ile będzie inny tytuł przekazania bankowi pieniędzy (w jednym - tytułem wprost prowizji; w innym - niby prowizji nie ma, ale są za to ubezpieczenia obowiązkowe... za kwotę tożsamą z prowizją, której nie ma).
Jest szansa, że w lipcu byśmy się przeprowadzali, heh :) Jeszcze na urlopie macierzyńskim Natuszki. Wszystko nabiera pięknych kształtów i staje się realne :)
ps. Nie będę wchodził w szczegóły i podawał konkretnie kwot ani warunków kredytu. Rata wychodzi sporo poniżej 1000 zł z dopłatami w ramach RnS.
To ja życzę by się udało Wam już na swoje przenieść w sierpniu :) Powodzenia ;***
OdpowiedzUsuńNo! Mam nadzieję, że wreszcie Wam się uda tak, jak tego oboje pragniecie... :)
OdpowiedzUsuńKurczę, Dominik ma już ponad miesiąc... Kiedy to zleciało? No i super, że te dziadowskie kolki wreszcie ustąpiły! ;)
Pozdrawiam ciepło całą Trójeczkę :*:*:*
przeczytałam waszego bloga.super że istnieją jeszcze ludzie którzy naprawdę się kochają i potrafią cieszyc się życiem.wstąpił we mnie optymizm i świat wydaje się lepszy.pozdrawiam z rumi. miki
OdpowiedzUsuńZ okazji ŚWIĄT WIELKANOCNYCH
OdpowiedzUsuńnajserdeczniejsze życzenia dużo zdrowia,radości,smacznego jajka,
mokrego dyngusa,mnóstwo wiosennego słońca oraz UŚMIECHU ŻYCZĘ!wesołych świąt:)
kasiarodzinnie.blog.onet.pl