Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Kredytowo-wielkanocnie

Tydzień przebiegł dość spokojnie, acz intensywnie - na mozolnym zbieraniu i załatwianiu (lub też kibicowaniu w załatwianiu) dokumentów potrzebnych do uzyskania kredytu. Jednego dnia - ja w pracy Natuszki, gdzie księgowa dość długo wypisywała zaświadczenia; innego - u siebie, z pewnymi perturbacjami (na ostatni dzwonek, w piątek, bo koleżanka, która miała to zrobić na czwartek... w czwartek była na urlopie). W tle - stymulowanie cały czas sprzedających, którzy załatwiali zaświadczenia o braku zadłużeń w płatnościach względem spółdzielni mieszkaniowej. No i jeszcze - u mnie zaświadczenie o tym, że choć mi się za m-c kończy umowa, to nie zamierzają mnie wywalić, a zatrudnić na warunkach (finansowych) nie gorszych niż dotychczas - żeby nie było wątpliwości co do kredytu. 
 
Któregoś wieczora posiedziałem przy komputerze, i z % przeliczyłem na konkretne kwoty tzw. koszty okołokredytowe, ze szczególnym uwzględnieniem wysokości tego, co by trzeba było zapłacić na dzień dobry. Mieliśmy 4 oferty. Jedna odpadła od razu - 25 zł za konto, obowiązkowe, dawało by 9000 zł (sic!) przez cały kredyt tylko z tego tytułu (przy założeniu, że ta kwota by się nie zmieniła - a przecież zmieniają się często i zawsze drożeją...). Pozostałe - generalnie podobne, różniące się nieco kosztami opłat za konto, a poza tym - ten sam rząd kwoty do zapłacenia, z tą różnicą tylko, że w jednym wypadku płaciło się wprost za koszty kredytu - prowizję, ekspertyzę, ubezpieczenie pomostowe itp. - a w drugim niby wszystko było 0%... tylko dodatkowo 2 obowiązkowe ubezpieczenia, z którymi wychodziło na to samo, jakby po prostu normalnie zapłacić to, co czego nigdy nie było. 

Kiedy w czwartek okazało się, że sprzedający zdobyli zaświadczenie ze spółdzielni - generalnie nic nie stało na przeszkodzie, żeby w piątek spotkać się z naszym doradcą. Nic - poza tym, że nie miałem cały czas zaświadczeń dot. mojego zatrudnienia. Umówiłem się zatem z doradcą na piątek - zastrzegając, że może się okazać, że przełożymy to na po świętach. Ale się udało - dziewczynę z kadr, która miała mi to przygotować, spotkałem wchodząc do firmy. Przed południem miałem komplet dokumentów zatem, potwierdziłem u doradcy - zostało tylko pokserowanie dokumentów do wszystkich wniosków, żeby u doradcy szybciej było, i wydrukowanie wyciągów z kont bankowych naszych. 
 
Z uwagi na karmienie - Natuszkę podrzucił do Wrzeszcza teściu. Poszliśmy, porozmawialiśmy chwilę z doradcą, i po 2 h wychodziliśmy, mając złożone 3 wnioski kredytowe. Doradca bardziej niż pozytywnie zaskoczony tym, że wszystkie ksera miał praktycznie zrobione. Wypełnialiśmy szybko, niewiele błędów. Wzięliśmy kopie - żeby nie było, że nie wiemy, co i jak wypełnialiśmy. Niektóre rubryczki - co najmniej dziwne, mało zrozumiałe i z dziwnymi opcjami - ale doradca, bez mrugnięcia okiem, czytając wszystko do góry nogami (siedział na przeciwko) potrafił wskazać, co zaznaczyć. Poszło więc sprawnie - w słoneczne popołudnie Wielkiego Piątku wyszliśmy z biura doradcy, złożywszy wnioski o kredyt w Rodzinie na swoim do 3 banków. Nic, tylko trzymać kciuki!
 
Dopytując o pewne szczegóły - dowiedzieliśmy się, że jest zupełnie realne sfinalizowanie procedur kredytowych w 2 tygodnie, zaś w 3 tygodniu podpisanie umowy kredytu, notariusz i samo uruchomienie kredytu! Z uwagi na to, że 2 tygodnie - od podpisania umowy przedwstępnej - trwało gromadzenie dokumentów, wiadomo już, że umowy przyrzeczonej nie podpiszemy z właścicielami dotychczasowymi, a ich córką, która już ma odpowiednie pełnomocnictwo. Natomiast wszystko wskazuje na to, o ile się nic nie wydarzy, że w połowie maja jesteśmy właścicielami mieszkanka :) 

We wtorek dostanę klucze - formalność, i tak mieszkanie już jest opróżnione, to myśmy tylko stwierdzili, żeby nie zapeszać, że prace zaczniemy dopiero mając decyzję kredytową i umowę notarialną w ręku - zrobimy zdjęcia, które podeślę doradcy, a on do banku; przy okazji - wymierzymy ładnie mieszkanie, żeby móc już planować, co i jak. Powoli można zacząć zastanawiać się nad kolorami ścian itp... :)

Dominik nie do poznania, spokojny, nie denerwuje się aż tak, od kiedy karmimy go odciąganym przez Natuszkę pokarmem - z butelki. Co ciekawe - mamy już 2 laktatory. Używanie ręcznego - Tommee Tippee - okazało się ok, tyle że dość długo trwa i męczy. Natomiast kupiony Medela Mini - tak polecany i w ogóle - nie dość, że hałasuje jak traktor, to wcale jakoś szałowo nie odciąga; tzn. ciągnie dość dobrze, ale bardzo szybko nie jest w stanie ciągnąć, za mała siła ssania, gdy tylko pokarmu robi się nieco mniej niż na początku. Więc na razie Natuszka używa raczej ręcznego. Karmienie piersią odpuściliśmy - malutki za bardzo się denerwował, pokarmu leciało za dużo, krztusił się, płakał itp. 

Od kilku dni syneczek zaczyna do nas gaworzyć. Jego ulubiony zwrot - a gu :) Coraz bardziej komunikatywny jest, ciekawy świata, ogląda wszystko dookoła. Uwielbia, gdy ktoś da mu paluszki do złapania obiema rączkami, i gada do niego. Mimika rozwija mu się niesamowicie - miny strzela takie, że szok :) Charakterek, oczywiście, ma i złości się czasami rzadziej, czasami częściej - ale zdecydowanie jest lepiej, rozumiemy się bardziej, potrafimy wcześniej zrozumieć, co jest nie tak, co się dzieje, zaradzić jego potrzebom zanim zacznie się płacz i zgrzytanie zębów :) Dzisiaj np. byliśmy na dwóch spacerkach - jeden przy okazji wyjścia do kościoła, a potem sam poszedłem z nim po okolicy, obeszliśmy całą okolicę, w tym najbliższe sąsiedztwo naszego nowego mieszkanka.

W sprawie rekrutacji w pracy - cisza, nic nie wiem. 

Z okazji świąt wielkanocnych - samych pięknych, pełnych miłości, radosnych i dających wytchnienie chwil w gronie najbliższych i tych, których kochacie, pokoju w sercu i uśmiechu na twarzach! :)

2 komentarze:

  1. Gratulacje z coraz to bliższej wizji zmiany mieszkania :)
    My właśnie zaczynamy się orientować, ale planujemy przeprowadzkę na południe, jeśli zagranica nie wypali.

    Co do Dominika zaś, to tylko chcę napomknąć, że to głużenie, a nie gaworzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I oby malutki nadal Wam tak rósł jak na drożdżach :)

    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)