Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

piątek, 18 marca 2011

Pierwsze dni razem w domu

Niestety, w poniedziałek Natuszka z Dominikiem nie przyjechali do domku. Natuszka dzwoniła, popłakując, że jakieś badania jeszcze muszą zrobić. Trudno. Lepiej, żeby zrobili zawczasu i dopiero wypuścili - niż wypuścili byle jak i potem problem był.

Byłem przekonany - więc we wtorek. Było powiedziane - jeśli dobre wyniki badania krwi, to wypisują. Niestety, okazało się, że wynik za niski. Ale obiecali wykonać badania raz jeszcze, wyniki miały być po południu dość wcześnie. Siedzimy i trzymamy kciuki - ja w pracy normalnie. Zadzwoniło słońce moje - wypisują! Teściowie pojechali, ja z pracy taksówką za nimi. Jak czekaliśmy z teściem w poczekalni, kiedy Natuszka z teściową pakowały jej rzeczy i Dominika, okazało się, że czekał także jeden człowiek, który z żoną byli z nami na szkole rodzenia. Porozmawialiśmy - jego żona (pani mocno po 40, na oko) urodziła w poniedziałek, naturalnie. Odwiedzał ją z córką, 20-letnią. Niezła przerwa, co? :)

No to wróciliśmy. Pierwsza noc dość trudna była - spałem w sumie jakoś 4 h może. Dominik dość mocno płakał przy każdym zmienianiu pieluszki, a że ma tendencję (co chyba dobre?) do częstego wypróżniania się, to było tego troszkę. I najgorzej z karmieniem - Natuszka nie wiedziała, czy ma pokarm, czy on nie wie jak ssać. W środę, jak przyszedłem po pracy, Natuszka mocno podłamana - dalej problem był. Szukałem, czytałem - że po cesarskim cięciu to nie jest jak przy porodzie naturalnym, że laktacja się jakby uruchamia sama, i że to może potrwać. A sam maluszek musi się ssać nauczyć dobrze. 
 
I udało się, od tamtej pory im dalej, tym lepiej. Nie ma problemów - jak popłacze, a w pieluszce spokój, znaczy się głodny - karmimy, zgodnie z zaleceniem, na żądanie. Czasami co godzinę z hakiem, czasami co 3 h. Różnie. Jedyny mankament - ma tendencję, szczególnie jak się naje na początku, później zasypiać lekko. Nie przekreślamy laktatorów elektrycznych - mamy ręczny, ale jakby chcieć go stosować permanentnie zamiast karmienia piersią, to by się Natuszka zarobiła na samym ściąganiu pokarmu. Trochę kosztuje, ale przydatna rzecz może być. Patrzyłem na Allegro, Mendeli podobno są najlepsze. Zawsze będzie na sytuacje awaryjne - wyjście jakieś, załatwianie czegoś przez Natuszkę, co prędzej czy później nastąpi.

Śliczne to nasze maleństwo :) Nawet zdarza mu się tak samemu z siebie uśmiechnąć. Bardzo lubi - jak Natuszka - jak się go głaska po rączce. I tak z ciekawością się patrzy. Szkoda, że ruchy nadal takie nieskoordynowane ma :) Czasem nie chce dać się uśpić, czasami się rozbudza - ale póki co, odpukać, nie ma jakiś dramatów z nim. Jak zakwili - to albo pieluszka, albo głodny. Troszkę przy myciu się wygina i wyrywa - damy radę, nauczymy, żeby wodę polubił (a nie, jak jeden nasz znajomy, który wody nie lubi - bo jest... mokra). 

Natuszka działa dzielnie i wg mnie idzie jej bardzo dobrze. Oczywiście, czasami chwilowa depresyjka przyjdzie - w stylu jaka ze mnie zła matka, ja nie umiem, ja źle robię - i wtedy staram się przytulić, uświadomić jak dobrze jej idzie. Zresztą - przyszła wczoraj położna, i stwierdziła, że maluszek zadbany, czysty i ładnie wygląda. U teściów jesteśmy, ale nie dajemy się wyręczać. Tzn. pomagają - teściowa upierze, ugotuje. Ale małym zajmujemy się my we dwoje - tzn. ja na tyle, na ile jestem po pracy w domu. W nocy też pomagam i staram się - choć i Natuszka, i teściowa protestują, żebym spać szedł. No i co? Teraz tylko ja pracuję, za pół roku do pracy wróci Natuszka, i będzie trzeba tak się podzielić tym wszystkim, żebyśmy obydwoje do pracy przytomni byli.

Wczoraj położna pobrała Dominikowi krew - i co? Nic, miały być wyniki, zadzwonili że się (2 fiolki!) skrzepły. I trzeba raz jeszcze. Inna rzecz - nie wiem, po co wczoraj się baba uparła. Przy wypisie zalecili i wizytę u pediatry (jest - na wtorek) i pobranie z badaniem krwi - ale na tydzień po wypisie. Czyli nie wczoraj ani dziś - a wtorek lub środę. Krew powtórzymy - ale w poniedziałek. I we wtorek pierwsza wizyta u lekarza - oby u maluszka w życiu ich jak najmniej było.

No właśnie. Dopiero dzisiaj synek zaistniał administracyjnie - rano udałem się do USC. Chciałem wcześniej - dobrze, że zadzwoniłem, bo pani mnie uświadomiła, że fakt wypisania ze szpitala nic nie znaczy, dopóki szpital do USC nie wyśle dokumentów. No i nie było ich wtedy - ale wczoraj okazało się, że  już są. Pojechałem - poszło sprawnie, imiona podałem uzgodnione (Dominik Aleksander - słyszałem, że z tym to różnie bywa, jak tatusiowie dzieci zgłaszają, jak są spory co do imion... :P). Dostałem 3 odpisy... i co? Beżowy, ładny, polarowy kocyk z logo Gdynia dzieciom. To się PR nazywa :) Czekamy 2 tygodnie na PESEL, i z nim składamy o becikowe. Ale powiem - szybciutko, mniej niż kwadrans, i bardzo miło. 

Teraz jeszcze kwestie ubezpieczeń - mamy obydwoje z Natuszką, a za urodzenie synka jest wypłata świadczenia - więc trzeba to sfinalizować. Na dniach, mam nadzieję. 

Pierwszy wspólny weekend przed nami :)

3 komentarze:

  1. A foteczka Waszego pierworodnego będzie? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj zazdroszczę Wam tych pierwszych chwil, chłońcie te chwile jak najbardziej możecie, niezapomniane chwile, niczym się nie stresujcie :)
    Pozdrawiam ! Iza.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to miło, że wszytko dobrze idzie :)
    Na początku Twoja żona może być zagubiona ale to normalne ważne, że jesteś i pomagasz :) Dzielny Tatuś :))
    Pozdrawiam Ciepło :*
    I będę na pewno zaglądała częściej co u Was :)
    Dodaję do Swoich ulubionych i jeśli chcesz zapraszam do siebie : www.melancholijna-strona-zycia.blogspot.com.
    Ucałuj Synka :*

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)