Tydzień po prostu zleciał.
Fakt, w dużej mierze na zastanawianiu się i martwieniu stanem mamy. Na szczęście, było coraz lepiej. Zaczęła jeść, powoli dreptać po budynku szpitalnym, no i przenieśli ją z sali pooperacyjnej na zwykły oddział (niby lepiej, choć z punktu widzenia stanu technicznego - słabiej, na pooperacyjnej naprawdę ładnie było). Niestety, pod koniec tygodnia okazało się, że przyplątało się jej coś na kształt anemii - co w jej stanie akurat specjalnie nie dziwi, ale jest dodatkowym zmartwieniem. Mam nadzieję, że okaże się, że i to udało się opanować.
Niestety, w ten weekend nie miałem jak do niej pojechać... Szkoda wielka. Za tydzień koniecznie, bo w następny poniedziałek ma urodziny. Dotychczas miałem nadzieję, że może ją wypuszczą - natomiast wydaje mi się, że chyba się nie uda i spędzi je w szpitalu. Cholerny świat... Gdyby to nie było na wsi 80 km od miasta, to by problemu nie było, nawet po pracy mógłbym podjechać. A tak?
W piątek wieczorkiem wpadli znajomi, dawno się nie widzieliśmy. I przekazali dwie radosne nowiny - nie dość, że się przeprowadzają w lepsze warunki, to jeszcze w sierpniu powiększy im się rodzinka :) Co szczególnie było widać po przyszłej mamie, borykającej się z mdłościami...
W sobotę nasz Dominiś będzie miał roczek. Boże, jak ten czas leci... Jest wielki, ciągle do nas coś mówi, rozmowny coraz bardziej, prawie w ogóle nie chce leżeć, tylko siedzieć i się bawić, a w ogóle to grzechotki i tego typu zabawki dla najmniejszych dzieci trzeba będzie odstawić, bo się nimi po prostu już znudził. Dużo bardziej podoba mu się jego śpiewająco-gadająco-świecący helikopter, albo taka duża kostka z różnymi zabawkami, albo słupek na który się wkłada takie koła różnej wielkości. Heh, dorasta nam maleństwo :)
Dziadki prezent zamówiły, my zaraz też będziemy - Allegro, a co, bo zabawki mają teraz ceny horrendalne, nie chcemy kupić byle czego, a tam nawet do 1/3 taniej. Tym bardziej, że nie bardzo w ogóle byśmy mieli czas na łażenie po sklepach i szukanie.
Wczoraj nas po prostu młody rozwalił. Siedzimy sobie na łóżku, Dominiś bawi się swoim słoniem, zbliżała się pora jego obiadku, więc go pytam:
- To co, synek, tata ma wstawić ziemniaczki?
Synek spojrzał się z uśmiechem, zastanowił chwilę, i powolutku, ale wyraźnie stwierdził z poważną miną:
- Tak.
Heh, może i przypadkowo akurat to powiedział. Co było by dość dziwne, bo akurat tego słowa w ogóle nie używał :)
No i wreszcie coraz częściej, ku uciesze rodzicielki, mówi "mama" :)
Mroźno co prawda dzisiaj, ale słoneczko ślicznie świeci. No i jak człowiek się tym bladym świtem zrywa w tygodniu, to przede wszystkim - jasno już jest. Niby mała rzecz, a od razu łatwiej się zebrać :)
Więc życzę Ci Dominisiu wszystkiego co najwspanialsze na Twoje pierwsze urodzinki :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z Mamą jest coraz lepiej...
Pozdrawiam