Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

poniedziałek, 11 lipca 2011

03. Przeprowadzka

Piątkowe popołudnie upłynęło pod znakiem resztek pakowania w mieszkaniu - rozkręcanie szafek, ogarnięcie piwnicy, wyrzucenie niepotrzebnych rzeczy (sporo).

W sobotę z rana przyjechał po mnie kolega z pracy, wypróbowany mocno już przy przeprowadzaniu kuchni. Zaczęło się od... jazdy do firmy, bo przestawiając coś w służbowym telefonie, zresetowałem go, nieopatrznie stwierdzając, oczywiście po fakcie, że nie mam pojęcia, jaki jest PIN, bo takowego jakoś zapomniałem zmienić z ustawionego domyślnie przez operatora. Potem poszło gładko - zabraliśmy mojego brata i pojechaliśmy do mieszkania. 

Z meblami było gorzej niż myślałem - nowa winda fajna, tylko że podwieszany sufit zmniejszył jej wysokość o dobre 10 cm, co wystarczyło, żeby wszystkie największe meble nie weszły. Czyli - wycieczka z nimi w rękach 5 pięter w dół. Co do dla nas. Załadowaliśmy, dopchaliśmy workami z ciuchami i pojechaliśmy. Po drodze zabraliśmy jeszcze jednego kolegę, i dojechaliśmy pod dom. Wnoszenie było ciężkie - okazało się, że jedna szafa się nieco obrypała (z kilku stron, ale jedna). Wnoszenie było o tyle problematyczne, że jest tam bardzo wąsko, a do tego na klatce było dość nisko, więc nawet niosąc trzeba było uważać, żeby nie uszkodzić mebli od góry. Potrwało to nieco, ale wtaszczyliśmy. Generalnie, jak postawiliśmy, tak wszystko w dużym pokoju stoi. 

Druga rundka - łóżko, finka, materac, tona książek (ok. 800 - pomimo kilkakrotnej selekcji), i wiele innych rzeczy. W tym do piwnicy, którą całkiem fajnie udało się zastawić - nie dość, że blisko wejścia, to jeszcze wózek Dominisia się zmieści. Niestety, z uwagi na to, że było nas 4 w sumie, z kierowcą, a w kabinie mieszczą się 3 osoby, 1 musiała jechać z tyłu. Przez to nie zmieściliśmy wszystkiego i końcówkę rzeczy przewieźliśmy prawie pustym wozem za trzecim razem (już bez mojego brata).

Podsumowując - straty niewielkie (obrypana jedna szafa, ale stojąca na samym końcu pokoju), umarła tylko nasza choineczka, której się spadło i podeptana nie nadawała się w sumie do niczego. Obrazy żyją, nawet różne statuetki udało się zmyślnie pochować w kartonach z ciuchami, gdzie nic im się nie stało pomimo dość napchanego samochodu i kartonów jeden na drugim. Zmordowani strasznie - zajęło to ok. 9 godzin całość, ale się udało. Zwieńczeniem była pizza, a w domku wieczorkiem - piwko z teściem.

Nasz majster tego samego dnia - w sobotę - kończył układanie paneli w obu pokojach. I tak dobrze, że wtedy - w czwartek wieczorem, jak pojawił się monter z UPC, oczywiście się okazało, że kabel od nich to ten drugi, idący z przeciwległego końca pokoju, zatem trzeba było go ciągnąć przez całość pokoju. Co ciężko było by technicznie zrobić na panelach i przy pomalowanych ścianach. Ale dzięki temu okazało się, że można w całości wywalić kabel, który - wg nas - miał być od UPC, a który był w dość brzydki sposób wyprowadzony ze ściany (wysoko i nie przy rogu, wyjątkowo bezmyślnie), a do tego mało elegancko leciał wzdłuż balkonu. Karnisze wiszą, większość lamp przykręcona, wc gotowy, pralka praktycznie podłączona. 

W piątek z rana przywieźli krzesła i stół do pokoju - czekają na koniec prac i złożenie, bo sporo miejsca zajmą. Ładne. A w sobotę, mniej więcej w połowie dnia, dowieźli kanapę narożną. Ogromna, wygodna, świetna. Na marginesie - straszni oszuści z tych dostawców. W jednym wypadku - była mowa o niewielkie opłacie za wniesienie i bezproblemowym dogadaniu się z kierowcą co do wniesienia - co było istotne, bo wiedziałem, że mnie przy tym nie będzie, a teściu (jakby nawet chciał) nie może nosić; co zrobił kierowca? Z niesmakiem wziął 50 zł za wniesienie stołu i 6 krzeseł. No bez przesady - jak ma takich dowozów z 6 dziennie, i od każdego tak po 50 zł na boku bierze, to się powinien cieszyć, a nie grymasić! W drugim wypadku - miało być wniesienie od początku gratis, zostawiłem majstrowi dokładną kwotę za mebel, a chcieli 30 zł. Na szczęście ich majster pogonił, że zleceniodawca (że ja :D) nie zostawił, i nie ma. I bardzo dobrze. Ale wieśniactwo, ot co. Natomiast mebelki - pierwsza klasa (kanapa w ogóle, stół na tyle na ile widać go z paczki). 

Wczoraj z Natuszką upychaliśmy ciuchy z worów do szaf. Świetnie - wreszcie wystarczająco dużo miejsca. Cały jeden drążek w szafie na moje koszule :) Wreszcie nie musi się to wszystko gnieść. I jeszcze mamy sporo przestrzeni. Widać mankamenty - za mało miejsca na buty, natomiast po prostu korytarz jest taki, że nie bardzo było gdzie cokolwiek inaczej zrobić, a o szafie na buty nie było nigdy mowy. Damy radę. Ciasno będzie w łazience, gdzie trzeba dokupić półsłupek i szafkę do powieszenia nad pralką. Damy radę. Lustro wygląda ślicznie :) 

Dzisiaj teściu z Natuszką polują na kabinę - tzn. już ją kupili - brodzik i kilka innych detali, głównie łazienkowych.

2 komentarze:

  1. ufff juz lepiej :) z czasem wszystko się ogarnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, ale zazdraszczam narożnika i krzeseł... U mnie są one na liście najpotrzebniejszych mebli, ale jeszcze sobie na nie poczekam przez to całe zawirowanie z pracą.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)