Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

niedziela, 6 lutego 2011

Telegraficzny skrót

Pozostała część pracującego kawałka tygodnia upłynęła dość szybko i pracowicie. W sensie - pracowicie jako w pracy mnie, bo Natuszka nie raz i nie dwa razy dawała znać, że praktycznie dogorywa z nudów. W sumie, nie dziwię się - ile można siedzieć w domu, czytać, leżeć, szydełkować, oglądać tv? A na spacerek ani aura nie taka (popadało ostatnio sporo), ani siły już nie te chwilowo.

No właśnie - aura. Ślicznie wręcz dzisiaj było przez większość dnia, zanim po południu przyszły dość duże kumulusy, z których, o dziwo, nie padało. Na razie. Słoneczko piękne, ptaszki śpiewają, pewnie prawie 10 stopni na dworze. Tylko wiatr, jak to moja mama mówi - halny (nad morzem?). 

W piątek mieliśmy nawiedzić znajomych w moich rodzinnych stronach (heh, jak to brzmi :D jakbyśmy na koniec świata, a nie drugi koniec miasta jechali), ale tak się jakoś porobiło, że przełożyliśmy to na wczoraj. Rano więc posprzątaliśmy, odkurzyliśmy, ja rzuciłem się jeszcze do mycia paneli - czasem trza - no i do tego mały przegląd ciuchów na okoliczność tego, że mi się nie mieściły i wkurzało mnie to dość zasadniczo. Cel pierwotny - pozbyć się tego, czego od przeprowadzi (w sierpniu będą 2 lata) nie miałem na sobie. Kilka takich rzeczy się znalazło, a poza tym mimo wszystko ze 3 pary za dużych spodni. Efekt? Świetny, sporo miejsca, ułożyłem wszystko jak trzeba. A to, co niepotrzebne - won do piwnicy, razem z ozdobami świątecznymi i jedną z zalegających dotąd w łazience mioteł - w świetnym zamykanym pudle z Biedronki za jedyne 12,99 (szczelne, za ułamek normalnej ceny takich rzeczy). Biedronka przydatna bywa :)

Zapamiętać - jak się pogoda poprawi i problemy gardłowo-nosowo-jakieś tam przejdą - wskazane jest umyć okno. Sam fakt, iż były wymieniane na nowo przed naszym zaistnieniem na tych włościach nie oznacza, że nie wymagają mycia. Tak, wymagają. Żeby człowiek, wychodząc, nie dziwił się potem, że ten świat jakiś bardziej kolorowy jest na zewnątrz, niż przez okno...

Zatem, po przytaszczeniu zakupów biedronkowych, i zahaczeniu po drodze najpierw żeby oddać książki, wypożyczając nowe o wampirach dla Natuszki (ha! ma się ten urok - bibliotekarka dała mi dla Natusi jeden, kolejny, tom mimo że dla kogoś był odłożony!), a potem o cukiernię - żeby nabyć ciasto jako tzw. gościniec, pojechaliśmy do owych znajomych. Sympatyczny czas, kolejna degustacja ich ciekawej i bardzo smaczne pizzy własnej roboty, zupełnie innej od pizzy teścia. No i długie pogaduchy, zakrapiane przez panią domu i mnie (Natuszka odpadła z przyczyn oczywistych, pan domu zaś za kierowcę robił) dobrym półsłodkim czerwonym. Czasami człowiek ma ochotę, ja rzadko, i właśnie wtedy miałem. 

Dzisiaj pospaliśmy, obudziło nas słoneczko - więc optymistycznie. Pojechaliśmy do teściów, wrzuciliśmy przepyszne zraziki na obiad, i powędrowaliśmy do CH Osowa nieopodal, tzn. autobusem, celem zdecydowania się wreszcie i w oparciu o to nabycia pieluszek dla Dominika, skoro czas jego przyjścia na ten padół łez mocno się zbliża. Jak do ReKids wleźliśmy - to wyszliśmy z dwiema bluzeczkami i zestawem skarpetek (promocja - całość niespełna 30 zł, ale normalne ceny przerażają mnie - moje ciuchy czasem tańsze są...). Jak na halę weszliśmy - to poza pieluszkami  (rozmiar 1 - 1 paczka pampersów, jedna belli; rozmiar 2 - duża, pampersów) udało się znaleźć maselniczkę (poprzednia była się pękła w bliżej nieokreślonych okolicznościach), takie małe białe do podklejania krzeseł, żeby nie rysowały podłogi (brawo dla człowieka, który nasze wymyślił - mają owalne końcówki, więc żadna z takich podklejek się nie trzyma zbyt długo, a ja jestem zbyt leniwy, aby je podciąć na równo - a może nie wierzę, że by mi wyszło równo?), dobre pasty do butów, jakieś kremy dla teściowej, czosnek do potraw w takich kostkach, nuggetsy z kurczaka sztuk 2, nowe spodnie dla mnie, zestaw petitków lubisiów (w promocji), termometr i 2 smoczki dla Dominika, super klej m.in. niby do szkła (już sprawdziłem - nie działa, aniołkowi po raz n-ty nie udało się dokleić skrzydła, chyba już bez niego zostanie, bo na kolejne kleje do szkła wydaliśmy już chyba dwukrotność wartości samego aniołka), ładnie pachnące mydło w płynie z dozownikiem. Słowem, same przydatne rzeczy. 

Z uwagi na to, że Natuszka i tak jutro z rana by jechała do teściów, więc żeby nie jeździła naokoło, została u nich na noc, a ja zjechałem do nas - bo mam sporo jednak bliżej do SKM, którą podróżuję do ulubionej mej pracy. Tak więc chwilowo słomiana wdowa i słomiany wdowiec - ale dosłownie chwilowo. Brzuszek wyraźnie niżej, maluszek mniej się rusza - bo i miejsca ma coraz mniej. Natuszka troszkę się denerwuje - co rozumiem - bo przyzwyczaiła się, że kopał i ruszał się dużo (czasem więcej niż chciała), a teraz nie bardzo ma jak, jak kawał chłopa jest. Poza tym, że ciężko - tak dziwnie: chciałaby już urodzić, żeby było po, a z drugiej strony boi się porodu, jak chyba każda kobieta. Dzielne moje maleństwa dwa :)

ps. Nie będę się rozpisywał - zostałem uszczęśliwiony w pracy telefonem, smartfonem Samsung I5800, i od kilku dni (co jest dość czasochłonne, ku okazywanej mocno przez Natuszkę irytacji - szukanie  czegoś w nim, potem konsultacje na forum) powoli go rozgryzam. Telefonów miałem dużo, ale smartfon z Androidem to coś sporo innego. Generalnie możliwości naprawdę dużo, świetne pisanie na klawiaturze qwerty, ale i sporo idiotyzmów - w stylu: karta pamięci do 32 GB, pamięć wewnętrzna fona 170 MB... więc gdzie można w oficjalnej wersji Androida instalować programy? Oczywiście - tylko na karcie, a co. A jak na krzywy ryj sobie wgrasz nieoficjalną wersję nowszą (albo zrootujesz tą, co masz) to tracisz gwarancję. Inteligentne, nie da się ukryć. Ale fon świetny, choćby z uwagi na możliwości, wielki wyświetlacz, WIFI i fajną, a przy tym dokładną nawigację.

2 komentarze:

  1. No to trzymam kciuki za Natalię, by szybko ten czas zleciał do porodu, by już Maleństwo z Wami było, by nie było już tego stresu, a poród był łatwy i przyjemny (no ok, na tyle mało bolesny, na ile może być :)).
    A maselniczka to taka z jakimś wypustkiem by podnosić pokrywkę do góry? Bo my mamy taką bez, cały czas w malśle uświniona, a innej nie mogę od pół roku znaleźć :/ Ostatnio szukałam w realu ale na Przymorzu. Jeśli taka z "dzyndzelkiem" do podnoszenia, to się z chęcią przejadę do tego w Osowej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, czas do porodu będzie się Wam teraz dłużył ;-) Już ostatnia prosta i Dominik będzie z Wami... Ale to zleciało :)

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)