Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

środa, 19 stycznia 2011

Powrót do pracy i intensywne przygotowania

Pracę przeżyłem - oczywiście, roboty dosłownie full, poczta wychodziła już prawie z biurka i zaczynała jakby żyć własnym życiem... Ale co - ja nie dam rady? :) Jakoś to prawie ogarnąłem. Oczywiście, nie obyło się bez zonka - w ramach wewnątrzkorporacyjnych złośliwości i robienia sobie pod górkę przez wielkich firmy, w której się nająłem, zostało zmienione urządzenie dość newralgiczne z mojego punktu widzenia, bo potrzebne do realizacji sporej (i coraz większej, patrząc na tendencję) ilości zleceń. Oczywiście, zmodernizowane bynajmniej w sensie polepszenia - dokładnie na odwrót. Oczywiście również - bez informowania kogokolwiek z naszego działu o tym. Doszliśmy do tego, gdy owa rzecz, kolokwialnie mówiąc, zaczęła mulić. I jest aferka, bo odpowiedzialni za całe zamieszanie udają, że nie wiedzą o co chodzi, lub że to było konieczne, albo że to nie ich decyzja (dla precyzji - te same osoby twierdzą różne z w/w rzeczy, zamiennie). 
 
Ale poza tym - spokój - dwa dni siedziałem sam, bo szef na wyjazdowym podsumowaniu roku, a kolega z pokoju - dla odmiany (ja wróciłem) się był rozchorował. Dobre warunki dla nadrabiania zaległości. No i nikt nie kaszle.

Jest dobrze, chyba zwalczyłem to świństwo. Wczoraj stawiłem się w LuxMedzie celem przeglądu i potwierdzenia przez mądrzejszych ode mnie, że jest ok. Chciałem, żeby obejrzała mnie lekarka, która leczyła mnie dotąd - zarejestrowałem się, po czym w poniedziałek zadzwoniła miła pani, która powiedziała, że trzeba odwołać i zapisać do innego, bo tamta pani - biedna - chyba się połamała, w każdym razie ma 2 tygodnie zwolnienia jak nic. No to zapisałem się na wczoraj. Rozbawiła mnie etykietka, wizytówka na drzwiach - prosiłem o internistę, a pani okazała się być... specjalistą medycyny pracy :) 
 
W każdym razie - obejrzała, osłuchała, zajrzała w gardło. Niby ok, ale zaczerwienione. Kazała antybiotyk miejscowy odstawić (i tak sam bym to zrobił - nie będę się truł dłużej niż tydzień), zaordynowała coś tam na wzmocnienie i coś na gardło, po czym podtrzymała wersję poprzedniej lekarski - żebym pofatygował się do laryngologa, co by mi głębiej zajrzał i wykluczył jakieś syfy dalej. W sumie, czemu nie. Zapisałem się od razu, jakoś na przyszły tydzień. Z mojej strony - po poniedziałku gardło było jakieś zmęczone takie, jak dłużej pogadałem - ale to chyba normalne. Z nosa leci, ale mniej. Wygląda na to, że jest ok, pobiorę sobie to na wzmocnienie (niby nic - a kolejne 50 zł w aptece poszło się...).

No właśnie - apteka. Nie napisałem poprzednio - ale po poprzedniej wizycie, gdy dostałem ostatnie zwolnienie (czyli zeszły wtorek) poszedłem kupić, co lekarka zaordynowała. Na antybiotyk dała receptę, resztę dyktowałem z karteczki z zaleceniami i dawkami (dla mnie). Na co aptekarka - Ale to na receptę jest... Ja mówię - nie mam, dała tylko na to, a to mam na zaleceniu - i pokazałem. Była miła - powiedziała, że skseruje zalecenie (luxmedowe - drukowane takie, z danymi firmy itp. - w sumie podkładka jakaś jest) i sprzeda. No to wczoraj się pytam lekarki, jak u niej byłem, czy ten lek, co ode mnie chcieli wtedy recepty, a jej nie miałem, to w końcu jest na receptę, czy nie. Nieee, skąd... Dobra. Poszedłem wczoraj kupić to, co mi wczoraj zapisała - i z ciekawości pytam, tym razem faceta, w aptece - to w końcu tamto jest na receptę, czy nie. No pewnie, że jest. Zmieniło się jakiś czas temu. Norma, lekarze nie nadążają. Świetnie, co? A i tak się okazało, że jedna rzecz z tego, co mi wczoraj przepisała - a nie dała żadnej recepty, bo to zwykłe leki jakieś, tylko na kartce napisała - też, znowu, była tylko na receptę, ale facet się uśmiał i mi sprzedał. Bomba. Jak by mi kazał ktoś w aptece się wracać po receptę do lekarza - to bym z granatem do gabinetu chyba wpadł. 

Z Natuszką słabiej. Siedzi w domku, nudzi się jak przysłowiowy mops, i gardziołko jej trochę do wiwatu daje. Dzielnie wlewa w siebie syropek i ssie tantum verde - z noska nie leci już tak, żeby jeszcze to gardło przeszło, no i katar. Jak nie przejdzie, też pójdziemy z nią do LuxMedu. 

Mama się zapowiedziała na wizytę celem obejrzenia na własne oczy zakupów dziecięcych, pozachwycania się wózkiem, łóżeczkiem i innymi bajerami. No i że dawno się nie widzieliśmy. W sumie - lepiej, niż jakby Natuszka miała się tłuc do nich specjalnie. Niby cieplej, ale jak nie musi, to niech w domku siedzi. 

Teściowie - mistrzowie nowych technologi (a na serio - teścia podziwiam: pan w wieku już słusznym, a na kompie śmiga naprawdę bardzo biegle, w PowerPoincie na pewno umie zrobić milion rzeczy, których ja nie potrafię) :) Tak się z nich śmieję. Teściu nie tak dawno nie doczytał regulaminu Pobieraczka, nie znał problemu - i zarejestrował się, i było pisanie do siebie nawzajem (tzn. ja w jego imieniu do Pobieraczka, a oni do teścia) listów miłosnych w kwestii tego, czy się należy za korzystanie z serwisu (okres próbny i potem prawie 100 zł - w necie dużo o tym jest). Dobra, rozwiązane. No to wczoraj teściu zadzwonił, że tym razem z teściową jest problem. Otóż ma ona problem ze zrozumieniem, że wszelkiego rodzaju konkursy w stylu wygraj bmw/audi to naciąganie gości. I wysłała kilka dni temu, na ten konkurs z Orange - a co tam, audi by się przydało. Tyle, że poza tym, że sam sms zgłoszeniowy to 4,92 zł - to w odpowiedzi codziennie się dostaje także smsa od nich, i one również kosztują po 4,92 zł. Dziennie. I w panikę wpadli - bo teściowej w 10 dni z konta prawie 50 zł uciekło. No to się wyjaśniło, zablokowałem to przez neta, i po problemie. Kochani ci teściowie - dbają, żeby człowiek miał co robić :)

A na szkole rodzenia w poniedziałek - psycholożka (:D) przyszła i rozmawialiśmy o emocjach, oczekiwaniach pod kątem porodu, zmian jakie oznacza pojawienie się maleństwa, dostosowania się do nich przez nas, kwestii zorganizowania pomocy w pierwszym okresie życia maleństwa (mamy, teściowe), logistyki związanej z przygotowaniem się do szpitala (pakowanie), i rolą faceta w tym wszystkim. Oj, dużo :) Jak pisaliśmy z Natuszką nasze oczekiwania pod kątem - poród, życie później z dzidzią - okazały się bardzo zbieżne. Wiemy, że będzie dużo roboty, i człowiek na pysk będzie padał na początku z pewnością (dobrze - może nieco schudnę :P) - ale chcemy, aby nam było dobrze w tych nowych obowiązkach, i żeby poza dzidzią mieć choć troszkę czasem czasu dla siebie. 

Padło wtedy fajne jedno zdanie (tzn. padło pewnie mądrych więcej, a to mi jakoś utkwiło w pamięci): że moment urodzenia się dziecka jest przełomowy; owszem - ciąża już też, ale jesteśmy we dwoje, a tu pojawia się maleństwo; taki moment wymiany pokoleń - z młodych ludzi stajemy się rodzicami, nasi rodzice - dziadkami. Taka przemiana pokoleń. Coś w tym jest. 

Może ktoś jeszcze coś poradzi w kwestii butelek i laktatorów (o co pytałem poprzednio)?

8 komentarzy:

  1. butelki polecam z aventu;) i faktycznie, przyjscie na swiat dziecka to wywrocenie zycia do gory nogami, w psychologii ten moment nazywa sie momentem krytycznym, swietna nazwa, co?:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja w tej kwestii dużo nie doradzę, może tyle, że siostra moja z dwójką dzieci też bardzo te z aventu chwali :)
    A co do leków na receptę - najlepiej na opakowaniu sprawdzić, tam pisze czy wydawany jest na receptę czy bez recepty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z doświadczeń znajomych w Szkocji- Avent tam to przeszłość, ludzie (i dzieci ;-)) szaleją za Tommee Tippee- bardziej naturalny kształt, co już ktoś wcześniej napisał. Cóż, ja już zapowiedziałam, że w moim domku (miejmy nadzieję w przyszłym roku) zagości tylko T.T. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie bierz Natka kropli do nosa, bo to wywołuje skurcze macicy.
    Trzymam kciuki za Was :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, nieraz mi się zdarzyło wracać do gabinetu po receptę - raz w skrajnym przypadku najpierw wracałam przez pół miasta do lekarza z apteki pod domem, a potem zjeździłam pół miasta za apteką, która mi rzeczony lek sprowadzi :P

    Nie bądź taki - pochwal się zakupami dla bobasa, pokaż jakieś zdjęcia :)

    Co do zmian po przyjściu na świat maluszka - bardzo wiele się zmienia a pierwsze dwa tygodnie nieraz podchodzą pod początki załamania nerwowego. Ty jako mąż i tatuś będziesz się musiał szczególnie przyłożyć, bo jak maluszek będzie często płakał i często się budził w nocy, to Natuszka może być ze zmęczenia w na prawdę kiepskiej kondycji fizycznej i będziesz musiał ją mocno wspierać. Moje koleżanki przeszły też po porodzie przez baby blues... Strasznie smutno jest patrzyć jak kobieta, która by swojemu dziecku nieba przychyliła płacze, że jest fatalną matką tylko dla tego, że czasami jest zmęczona i wolałyby, żeby dziecko zamiast ciągle płakać choć chwilę się spokojnie przespało (a mężom wstydziły się do czegokolwiek przyznać i niestety nie każdy potrafił to zauważyć).

    Także tatuś musisz się przygotowywać do dbania nie tylko o maluszka, ale też o kondycję psychiczną swojej żony ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. A więc:

    laktator - http://img20.allegroimg.pl/photos/400x300/14/16/79/96/1416799695
    butelki - http://img838.imageshack.us/img838/3354/zestaw2wstarttt.jpg

    Jak widać - jednak Tommee Tippee :) Chociaż, jak podpytywaliśmy i czytaliśmy Wasze opinie tutaj, to zdania były podzielone.

    wózek - Espiro GTX, jak już pisałem - http://etygrysek.pl/index.php?products=product&prod_id=58 (kolor fioletowy :D)
    łóżeczko - Kuba II - http://etygrysek.pl/index.php?products=product&prod_id=84 (tylko jaśniejsze, obowiązkowo z szufladą

    I w ogóle wszystko właśnie stamtąd - http://etygrysek.pl (ceny niższe niż na www).

    Słyszeliśmy na szkole rodzenia o tych baby blues, depresjach. Wiem, że Natuszka zamęczona będzie - więc jak tylko z pracy wrócę, będę się zajmował nimi obydwojgiem :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Tomuszu, u Ciebie na liście zakupów zabrakło mi termometru dla bobaska ;) Pamiętaj żeby nabyć - najlepiej taki elektroniczny do uszka - drogie to dziadostwo, ale podobno dobre ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. A macie już wanienke?, do czyszczenia noska polecam sopelek (gruszka źle sie sprawdza), smoczki, wkładki laktacyjnej dla żonki, pieluchy po porodowe, obcinaczki do paznokci, fiolet do smarowania pępusia, dla żonki polecam specjalną koszulą nocną do karmienia, fotelik samochodowy, jak coś mi się jeszcze przypomni to napisze. Pozdrawiam was serdecznie, i powiem szczerze, że rzadkość spotkać takich facetów jak Ty, dbających o rodzinke:D:D Przepraszam za chaos w tej notce ale poprostu nie mogę ostatnio logicznie zebrać swoich myśli, spowodowane jest to ostatnimi przejściami. Jak chcecie zajrzeć do mnie, to zapraszam: http://kasiarodzinnie.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)