Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

poniedziałek, 6 września 2010

Podsumowanie jakby po-urlopowe

Był urlop, i się skończył. W sensie - mnie, bo Natuszka cały czas się zwolnieniuje, więc do pracy chodzić nie musi.

Na szczęście, można powiedzieć - z małymi wyjątkami - jest dobrze, gdy chodzi o żonki problemy, jakie do, powiedzmy, 2 tygodni wstecz miewała w związku z permanentnymi mdłościami (podczas gdy do samego zwracania dochodziło bardzo rzadko). Od jakiegoś pewnie tygodnia, z hakiem, jak na razie bardzo ładnie i spokojnie. Poza tym, jak w sobotę Natuszka bardzo żarłocznie rzuciła się na pizzę, i wczoraj - analogicznie, tyle że z ciastem mojej mamy :)

Siedzi sobie w domku, i coś tam sobie z teściową, teściem czy szwagierką porabiają. A to sobie poczyta, a to w tv ogląda jakieś programy kulinarne czy konkursy w tej samej tematyce - normalnie, podoba jej się to (mnie też, jak czasem podglądałem), szczególnie jak są takie konkursy, gdzie amatorzy w drużynach czy indywidualnie przygotowują posiłki, a potem krytycy kulinarni czy kucharze to oceniają. Ciekawe. Ale nadal, stanowczo, mówi że nie lubi gotować :) A teraz aż wzięła sobie od nas z domku do teściów różne pozbierane, powycinane skądś przepisy, i ma to jakoś zintegrować ze swoim zeszycikiem z przepisami.

Ostatnie 2 tygodnie mieszkaliśmy u teściów, i dobry to był pomysł. Warunki do nauki były, a żonka nie siedziała zanudzona na śmierć sama. Teściowie się cieszyli, że jesteśmy - teściowa mogła się wyżywać kulinarnie i ciągle mnie opieprzać, że za mało jem i że marudzę, że to co ona gotuje, za tłuste jest... :) Teściu ucieszony, bo miał z kim wieczorkiem piwko wypić - tak, niestety, kilka razy się zdarzyło. Ale powiedziałem - wystarczy, bo przyjemne to jest, ale nie chcę wrócić do poprzednich gabarytów. Pozwoliliśmy sobie nawet ze 2 razy na chipsy :> Ale, żeby nie był0 - równoważyłem to codziennym lub co drugi dzień basenikiem, skoro pod domem jest.

Tylko że co 2 dzień jechałem na chwilę do domu, żeby naszego Bobika nakarmić, a przy okazji a to brudy przywieźć, a to pranie zrobić. Ostatnio - w piątek - nabyłem drogą kupna ślicznego Pentagrama Vanquish Volta 2 GB, odtwarzacz mp3, który mocno mi się podobał :) Poszukałem na Ceneo, i okazało się, że jeden z najtańszych można kupić... w sklepie o przecznicę od naszego domu. A że żonka się zgodziła - pod koniec m-ca mamy (Natuszka) urodziny i (ja) imieniny - żeby to był prezent dla mnie, to dała się ubłagać :D Gra naprawdę fajnie, i ma akumulator, który podobno ma wytrzymać 70 h słuchania, a poza tym opcję powiększenia o karty microSD. Szwagierka taki sam dostała jakiś czas temu i jest zadowolona. Więc mam nadzieję, że ok będzie. Bo w sumie - poprzedniemu nic nie dolegało, tylko że jest stary, ma tylko 1 GB pamięci i na akumulatorki - które to akumulatorki po x latach są już tak zużyte, że po całonocnym ładowaniu jak włączę rano, to mam... pół baterii :| A nowe akumulatory były by warte więcej niż odtwarzacz, więc bez sensu.

W czwartek zaatakowaliśmy Ikeę w ambitnym planem nabycia drogą kupna kartoników. Już wyjaśniam - w celu opróżnienia pawlacza jednego z ciuchów na drugą (na razie - zimową) porę roku, żeby ciuchy w kartonach upchnąć na meblach w pokoju, do pawlacza przerzucić to, co w szufladach w meblach, a tam żeby zostało miejsce na ciuszki dla dzidzi naszej :) Teściowie pojechali z nami. Kupiliśmy poza dużą (Natuszka twierdzi - za dużą? - nieee :P) ilością kartonów różnych kolorów i rozmiarów (no bo: na ciuchy wysokie i węższe, szerokie i płaskie, małe do pawlacza; na płytki CD, na płytki DVD, na papier...), także takie fajne cóś z dużą ilością kieszeni, do powieszenia w łazience na drzwiach, gdzie można różne dziwne rzeczy upychać, no i podkładkę pod laptopa (w końcu niebawem biurko się wyniesie - a na podkładce wygodniej niż na kolanach, i nie grzeje się komputer), szkoda że żółta - ciemne już wyszły. A do tego drewniany chlebak - bo metalowy cały czas się, a do tego był jakoś tak skonstruowany, że ja się kiedyś... zaciąłem nim. Okazuje się, że jak się źle złapie za tą podnoszącą się część, można się bardzo nieprzyjemnie zaciąć jakimś żelastwem, które wystaje w środku w ogóle niezabezpieczone.

No i pyszny obiadek w ich knajpce - naprawdę dobre jedzonko za niewielkie pieniądze (mniam, pyszne klopsiki), a teściowa nie musiała obiadu robić. I do wszystkiego żurawina - coś, czego Natuszka moja jakoś nie ubóstwia, a co dodawali chyba do każdego dania :) Najlepsze było, jak Natuszce zachciało się zapiekanki takiej - ładna, wypieczona, wyglądała jak ze szpinakiem (za którym obydwoje przepadamy), tylko bez karteczki była. Dla nieobeznanych - w Ikei, jak w porządnej szwedzkiej firmie - w knajpie co jest? Szwedzki stół oczywiście, i się idzie wzdłuż i wybiera sobie, są karteczki najczęściej, co jest co. A tam nie było - ale, co tam, wziąłem kawałek (na rachunku się okazało - najdroższa rzecz ze wszystkich :P). Tylko że zapiekanka... okazała się być z rybą, więc komisyjnie z teściami stwierdziliśmy, że z ciężkim sercem ale chyba jednak nasz budżet będzie musiał znieść marnotrawstwo w postaci zostawienia tejże zapiekanki nietkniętej.

A wrażenie ogóle - pewnie, niektóre rozwiązania fajne i wygodne mocno, ale ogólnie to drożej niż w takim Black Red White. No i meble właściwie albo czarne, białe, ew. czerwone (mam na myśli moduły, segmenty - nie pojedyncze np. kanapy czy fotele) albo zielone czy pomarańczowe, nie ma lubianych przeze mnie różnych odcieni brązu (poza regałami książkowymi Billy, które sami mamy w domku - podrożały...). Raz na jakiś czas warto się wybrać, można coś ciekawego do domku upolować.

A przy okazji dowiedzieliśmy się, że trójmiejski ElectroWorld, gdzie teściu chciał wstąpić po jedną rzecz, umarł - nie wiem, czy śmiercią naturalną, czy też inną, ale zamknięty na głucho. Trudno - zarobił kilka złotych Real :) A na końcu - McDonalds - bo, jak Natuszka powiedziała, kobiecie w ciąży odmawiać nie można, a ona miała ochotę na loda w wafelku z polewą czekoladową. Po prawdzie - mogliby darować sobie loda i nalać jej do pełna do wafelka polewy :) Ale faktem jest - naprawdę smaczna i dobra.

W piątek wieczorem zwinęliśmy się do domku i sympatycznie posiedzieliśmy sobie wieczorem we własnym domku, żeby w sobotę zdemolować chałupę co nieco, zagospodarowując nabyte kartony. Udało się - strat w ludziach nie odnotowaliśmy, ładne czerwone kartony z białymi wzorkami poustawiane. Przy okazji pozbyliśmy się kilku niepotrzebnych śmieci ciuchowych - zawsze dobrze. A wieczorkiem, po wspomnianej już pizzy, zasypialiśmy z Porankiem kojota w tle :)

Wczoraj wczesnym popołudniem zwaliliśmy się na głowę tym razem moim rodzicom. Wtrząchnęliśmy dobry obiadek, pogadaliśmy, podziwialiśmy pomalowany na nowo - zielony - pokój mamy :) A do tego pojedliśmy dobrego ciacha - część nabyta przez nas (z pustymi ręcyma głupio, choć jedno słabe było, jak się okazało, ale sernik dzebeściak :D), część maminej roboty. Okazało się - młody, podobnie jak ja, skończył swoją radosną kelnerską pracę zarobkową, i zakuwa do poprawek. Heh, ale on ma to szybciej - coś już chyba dzisiaj miał - a w perspektywie w drugiej połowie miesiąca ma wyjazd z dziewczyną i znajomymi do Włoch. Heh, patrząc za okno, fajno :)

Od rodziców moich przeflancowaliśmy się od razu do teściów - już wcześniej doszliśmy do wniosku, że sprawdzony dotychczasowy wariant pociągniemy (jak nie będą mieli nas dość i nas nie wyrzucą :P) do egzaminu. Ja zaczynam chodzenie do pracy - i albo po pracy będę się zamykał w pokoiku, jak na urlopie, albo po pracy zostawał w firmie dłużej, bo są komfortowe warunki do nauki - a przy tym Natuszka nie będzie siedziała sama jak palec, bo z mamuśką, tatuśkiem i siostrą. Sami to zaproponowali, ja na początku sceptycznie - cóż, tak mam, że lubię własne łóżko i swoje maleńkie mieszkanie - ale to dobre rozwiązanie. Nawet moja mama nie marudziła, jak to usłyszała - przyznała rację. Oby to przetrawiła, przespała się z tym, na potrzeby zbliżającej się rozmowy o ew. jej zgodzie na sprzedaż naszego mieszkanka i przeznaczenia tego jako wkładu na większe dla nas... Ale jestem dobrej myśli :)

Paseczek - suwaczek - zwał jak zwał, ściemnia :P Natuszka dzisiaj na USG genetycznym za darmo była (dzięki uprzejmości pani ginekolog), no i powiedzieli jej, że wszystko w jak najlepszym porządku jest. Kłamie suwaczek - bo maleństwo nasze ma 7,5 cm :D I podobno spało, jak jej powiedzieli, przy robieniu badań :) Cytomegalia nie groźna, bo żonka przeszła ją wcześniej, więc się uodporniła, zatem to samo powinno automatycznie dotyczyć dzidziusia - groźnie by było, gdyby przechodziła to, nieodporna, teraz. Więc pełen optymizm! A jakby coś z wynikami nie tak było, to sami zadzwonią, ale powiedzieli, że nie ma się o co martwić.

Boszz, podobno to już niektórzy kupują ciuszki maluchom? Ale nie wiemy nawet, jaką dzidzia płeć ma... Poczekamy :) A wczoraj dowiedzieliśmy się przez mamę, że jej przyjaciółka dobra oferuje nam dla maluszka... kołyskę taką prawdziwą :D Bajer, co? Przyda się :)

A ja Natuszkę podpuszczam - bo ostatnio ma cały czas nutkę na słone rzecz: kabanosy, parówki, łososia - że chłopczyk będzie :) To się zaczyna boczyć... i z nerwów po kabanoska sięga :P

I tak to życie płynie. Ja obecnie jestem na etapie przekopywania się przez odmęty poczty, jaka napłynęła do szacownej instytucji mojego chlebodawcy, i z którą to muszę merytorycznie się zmierzyć. Cóż, damy radę, nie? :) Natuszka z teściem, wracając z mniasta do domu, podjechali i zobaczyli, gdzie to ja pracuję - do firmy nie mogli i tak wejść, takie przepisy - ale wiedzą chociaż, gdzie to. A miejsce, przynajmniej z mojego okna, urokliwe. Tylko że - na czas pobytu u teściów - doszła mi jeszcze 1 przesiadka: autobus, potem kolejka, i znowu autobus. Damy radę :)

Tylko żeby się uczyć chciało... Tzn. chce się, ale powoli idzie. Przesyłać więc mnie, proszę, pozytywne fluidy!

(dopisane rano 07.09.2010):

Jak mi tak słoneczko ślicznie zagląda przez okno, to mogę w robocie siedzieć :D

1 komentarz:

  1. To ja wysyłam wszyyyyystkie moje moce, których używałam do nauki ;p już mi one nie potrzebne i mam nadzieje, że długo nie będą ;p
    czytam od pewnego czasu Twojego bloga, jestem pełna podziwu, że chłopak potrafi tak ładnie pisać o tym co się wokół dzieje:))

    a co do słoneggo - moja koleżanka jak była w ciąży to wciąż słone jadła, a ma piękną córeczkę :P

    myslami-opetana

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)