Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

poniedziałek, 27 września 2010

A jednak się nie udało

Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w intencji tego egzaminu i mojej skromnej osoby... I przepraszam za kłopot.

Bo nie zdałem.

A przynajmniej to wynika z listy, która w necie się pojawiła - wymienia ona osoby, które zdały, no i mnie na niej nie ma. Oficjalnie - powieszą wyniki jutro po południu.

Dla mnie to... dziwne. W ogóle, dziwnie było. Denerwowałem się do piątku, choć już wieczorem jakiś taki spokój był, jak powtarzałem sobie materiał pewien. Rano jak wstałem w sobotę - to już w ogóle, chillout wręcz. Zero stresu. Trochę mnie to niepokoiło, ale cóż. Pojechaliśmy - żonka oczywiście też, kibicować.

Usadzanie trwało w nieskończoność, potem bite 40 minut tłumaczenia, co i jak - niektóre rzeczy mocno zakręcone były. Wyniki - miały być najdalej we wtorek ok. 15:00, również na www. No i jak rozdali testy i można było zacząć - to zacząłem pisać. Sporo, wg mnie, z prawa karnego całkiem sensownie, a tego się najbardziej bałem, bo wiadomo było, że dużo z tego, a nie jest to moja mocna strona. No i tak szło. Cieszyłem się, bo pomimo że były pytania, gdzie generalnie mniej lub bardziej strzelałem na ślepo, to większość zdecydowanie wiedziałem. Nawet oddałem wcześniej - bo po co siedzieć? Koła nie wymyślę, co wiedziałem - zaznaczyłem, pozostałe potraktowałem na zasadzie eliminacji błędnych i niepasujących na pewno odpowiedzi, resztę strzeliłem po kilku próbach dojścia do prawidłowej odpowiedzi drogą eliminacji.

Jak wróciliśmy do domu, na jednym z portali zaczęła się burza mózgów - próby odtwarzania pytań i dochodzenia do prawidłowych odpowiedzi. Wszyscy zgodnie twierdzili - trudny. Dużo trudniejszy od zeszłorocznego, który trudno nazwać inaczej niż mocno prostym - i zdecydowanie dużo trudniejszy niż test tegoroczny na aplikację ogólną (sądowa, prokuratorska), który... opublikowali z odpowiedziami w piątek po południu .Nie bardzo to rozumiem, ale cóż. Wkurzające było, że pytania niekiedy były bardzo długie, niekiedy z dwiema negacjami w treści, i dotyczyły naprawdę detali albo wyjątków od wyjątków wyjątków... A mnie to się wydawało - że to ma sprawdzić znajomość wiedzy, a nie wyjątków od wyjątków?

Podszedłem do problemu możliwie metodycznie - na podstawie odtworzonych gremialnie na portalu pytań, sporządziłem listę takich, które wiedziałem, że mam źle - i nie było ich wcale dużo. Pewnie - pozostawała jakaś tam lista pytań (głównie z prawa administracyjnego), co do których po prostu nie pamiętałem i nie pamiętam dotąd, co w końcu zaznaczyłem. Oczywiście - poza tym, że nikt nie był w stanie w 100% potwierdzić, że dobrze zapamiętaliśmy pytania - a przecież 1 słowo zmienia niekiedy cały sens. Efekt - umiarkowany optymizm, i tak nazywałem, wobec wielu pytań, swój stan w kontekście oczekiwania na wyniki.

Wczorajszy dzień, spędzony z żonką, był przecudny. Dosłownie. Powolutku - mimo że musieliśmy chałupę posprzątać po 3-tygodniowej nieobecności (w sobotę nie mieliśmy siły już, trudno). Spacerek, obiadek, siedzenie na ławeczce i obserwowanie morza, przytulanki, buziaki... Raj.

I wieczorem coś mnie podkusiło. Wszedłem na www - widzę: są wyniki. Klikam i prawie zawał. Lista alfabetyczna osób które uzyskały wynik pozytywny, jak zapowiadali... i nie ma mnie na niej.

Żonka leci i przytula, żebym się nie martwił, że nic się nie stało, że za rok się uda... Czy się wkurzyłem? Nie. Po prostu zrobiło mi się bardzo przykro i poczułem się strasznie malutki w tym wszystkim. Nie spodziewałem się tego, naprawdę. Cały czas liczyłem - przy swoich obliczeniach i przeczuciach - że będzie dobrze. Że się uda.

Półtora miesiąca naprawdę ciężkiej nauki. Pewnie - są tacy, co powiedzą, że i pół roku było się uczyć i przygotowywać, itp. Być może. Ja ten czas wykorzystałem na maxa - cały urlop na naukę, siedzenie u teściów i zakuwanie, potem też specjalnie przecież siedzieliśmy do piątku przed egzaminem u nich, żebym miał warunki, pokój w którym mogłem się zamknąć i uczyć. No to się uczyłem. Jak w pracy był czas - też nos w ustawę, albo w testy online.

Czy mam żal do siebie? Pewnie tak, ale to nie jest rozwiązanie, nic to nie zmieni. Jest, jak jest. Wszystko de facto rozstrzygnęło się w momencie, gdy skończyłem zakreślać odpowiedzi na karcie odpowiedzi. Przykro mi. Bo wiem, że kolega, który mniej niż 2 tygodnie się uczył do adwokackiej - zdał, dostał się (wiedział już w sobotę wieczorem, na adwokackiej szybko sprawdzili im i sobie, żeby mieć spokój), mimo że dużo mniej poświęcił na to czasu, nie przerobił wszystkiego, i bardzo miernie sam swoje szanse oceniał już po, gdy rozmawialiśmy. Wiedza? Raczej fart - w każdym razie coś, czego mi zabrakło.

Spora grupa ludzi - tu anonimowo, w realu konkretnie - kibicowała mi. I trzeba było powiadomić ich o porażce. Teściom powiedziała żonka, jeszcze wyszła z pokoju, żebym nie słyszał. Poprosiłem tylko, żeby powiedziała, że nie chcę o tym rozmawiać, żeby nie prosili mnie do telefonu... Może za dużo emocji? Na pewno nie chciałem słuchać tych słów współczucia, nie znoszę tego. Do domu sam zadzwoniłem - powiedziałem mamie sucho, jak jest, i że nie chcę o tym rozmawiać, i koniec. Zrozumiała, nie nalegała. Potem napisałem ogólnego smsa, którego szeregowi znajomych wysłałem, którzy o to prosili... i wyłączyłem telefon. Włączyłem go dopiero dzisiaj w drodze do pracy - worek raportów i odpowiedzi w stylu fak :( czy strasznie mi przykro, ale też czekaj na oficjalne wyniki i nie panikuj.

No więc - idę dalej. Poczekam na uchwałę o wyniku egzaminu, pójdę po ksero mojego testu i klucza z odpowiedziami, przeanalizuję. I pójdę dalej. Ta cała sytuacja już wczoraj przed snem, z czym podzieliłem się z żonką, uświadomiła mi, że to jest pewien kryzys - ale mały. Mam ją, mamy nasze maleństwo nienarodzone. Mam dla kogo i po co żyć. Motywację, żeby wstać, i próbować znowu, i znowu, ile trzeba. Dla nich :)

3 komentarze:

  1. Właśnie, poczekaj na oficjalne wyniki!
    Nie sugeruj się internetem. Jutro okaże się czy potwierdziły się Twoje obawy, czy nie.
    Głowa do góry!

    zlakolysanka.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym jednak poczekała na oficjalne wyniki ;)
    A jak się nie udało to trudno - pracę masz, więc z głodu nie umrzecie i to co najważniejsze też już masz - a do tego uderzysz znów za rok :) Będzie dobrze ;)
    Mąż koleżanki w tamtym roku oblał jednym punktem. Uczył się cały rok jak nie półtora, wściekły był, ale przeżył, w tym roku znów próbował - jeszcze koleżanka mi nie pisała czy tym razem się mu udało, więc pewnie też dowiem się jutro.
    A kciuki trzymam nieustannie - a nóż się jutro okaże, że zdałeś? ;)

    Pozdrawiam :) I całus w brzuszek Natuszki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tomusz, internet to narzędzie szatana, jak będą oficjalne wyniki to będziesz wiedział na czym stoisz. Zresztą... stoisz i tak bardzo pewnie, masz cudowną rodzinę, własny kąt i pracę, no i całe życie przed sobą, także to zawodowe życie :-)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)