Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

środa, 23 maja 2012

56. Niepewność

Weekend był piękny. Jednego dnia dłuuugi spacer nad morzem z Dominisiem, drugiego wizyta bliskich znajomych.

A po weekendzie - masakra. W poniedziałek siedziałem w robocie od 7:30 do 18:15. Na oko, ze 3 godziny za długo. Ale chciałem być w porządku - dali zadanie do zrobienia, to siedzę do oporu. Co tam, że zadanie dostałem w piątek po południu, i dotyczyło opracowań z zakresu prawa bynajmniej nie polskiego (kilku państw). W poniedziałek rano okazało się, że do opracowania jest drugie tyle, bo ilość państw się zwiększyła. Przypomnienie szefa "No, to na jutro do końca dnia, nie?" w kontekście tego, że jestem we wtorki na zajęciach - o czym dobrze wie, bo wyraził na to zgodę - było co najmniej niesmaczne. Siedziałem, napisałem 17 stron chyba opracowania, wysłałem. Dzisiaj rano - mail z wczorajszego wieczora (ok. 20 minut po wysłaniu przeze mnie opracowania, i wyjściu z pracy ok. 19), żeby doprecyzować odnośnie zagadnień, które do wczoraj opracowywałem nie na podstawie źródeł (przepisów), tylko opracowań - przepisy w różnych językach, których nie znam (bo i skąd). Problem z tym byłby po polsku, a tu? Rano przyszedłem, przeczytałem, i postanowiłem chwilę poświęcić na nadgonienie spraw, które były w toku, a których przez te 2 dni nie mogłem ruszyć z powodu tego opracowania. No to zadzwonił i dostałem, że co ja sobie wyobrażam, że czemu ja tego nie robię, że mam czas do 12 i jutro rozmowa (dzwonił z innego miasta, dzisiaj go nie było). 

Więc będzie jutro rozmowa. Co z niej wyniknie, nie wiem. Widzę jedno - staram się, jak mogę, racjonalnie podchodząc do tego, co i w jakim czasie da się zrobić. I co? Nic, tylko po łbie dostaję. Gdyby nie fakt, że ta praca jest mi niezbędna - rodzina, synek, kredyt - to by mnie już tu nie było. Muszę. Przy czym nie wiadomo, czy jutro się nie okaże, że jednak nie muszę, i że wylatuję. To, że się czasami mylę - ok, ale jestem w tej branży dość świeży, i jego rola jest taka, aby nie tylko opierd...ć, ale i wytłumaczyć. Tylko po co, prawda?

Dominisiowi żyłki w oczku prawym, w tej części bliżej noska, pękają, pajęczynka się taka robi czerwona. I nie wiemy, od czego. Żaden wielki wylew - ale widać. I widać, że malutki trze to oczko. Lekarka powiedziała dzisiaj rano: dawać witaminę C. Zobaczymy. Mam nadzieję, że to nic poważnego. No, a jego w ogóle ostatnio widuję rano - bo zanim wieczorem wrócę, to już śpi... 

Mama jest po pierwszej, w poniedziałek, chemioterapii. Jak na razie nie czuje się źle. Trzymamy mocno kciuki. Nic jej nie będę o tym mówił, bo po co ma się denerwować. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)