W sumie, dobry czas. Tylko człowiek jakiś taki rozbity chodzi - w jednym tygodniu w sumie 3 poniedziałki i tyle samo piątków... :)
Przyjemnie. W robocie pracy naprawdę dużo, ale i dobrze - ludzi w większości nie było w środę i piątek, więc można było popracować efektywnie. Jakby jeszcze co chwilę człowiekowi ktoś głowę zawracał, to by było. W środę siedziałem sam - cisza, spokój.
Święto Pracy z poprzedniej epoki uczciliśmy w sposób dość niecodzienny, aczkolwiek w pewnym sensie wspominkowy - bowiem na ognisku pożegnalnym u znajomych, którzy wynoszą się z tamtego miejsca (mieszkanie lokatorskie, miasto sprzedało je - przenoszą się gdzie indziej). Nie sposób policzyć, ile wieczorów - począwszy od końca podstawówki do ze 2-3 lat wstecz, ale i bliżej - spędziłem tam, później już razem z Natuszką. Ludzie się zmieniali, a miejsce jakby było to samo. Szkoda, bo się to już nie powtórzy. Ale przy okazji ogniska mieliśmy okazję poobserwować kilka pociech znajomych - młodsze i starsze od Dominisia - bo niestety, nie zrozumieliśmy się, i myśmy malutkiego zostawili u teściów.
Z kolei 3 maja spędziliśmy u szwagierki "na wsi" - niby to miasto, a okolica na tyle malownicza, że jakby już człowiek był na wsi. Był grill, zimne piwko, spacerek nad jeziorko. Malutki wyszalał się na trawce, aż padł i na spacerku już spał. A ile się najeździł przy tej okazji komunikacją miejską, że ho!
A w sobotę - wypad do moich rodziców, spacerek po parku i obserwowanie wielu fajnych rzeczy w naturze, których maluszek jeszcze nie miał okazji zaobserwować :)
W międzyczasie przysłowiowym skończyliśmy w domu to, na co nie było czasu/ochoty - powiesiliśmy obraz z 5 części (z niezrozumiałych przyczyn na Allegro zwany tryptykiem?), rozkręciliśmy i spakowaliśmy do wysyłki duży wózek (do serwisu - trzeba zamówić kuriera), przejrzeliśmy bibeloty w dużym pokoju i pozbyliśmy się dużej ilości, zagracające pokój segregatory z filmami poszły w większości do piwnicy, tak samo jak typowo zimowe obuwie. Zrobiłem przegląd swoich ciuchów i jak zwykle udało się pozbyć totalnie nieprzydatnych 2 siatek ubrań (w dobrym stanie) - dobrze, że kontenerek Caritasu stoi vis a vis wyjścia z klatki, w pewnym sensie nawet bliżej niż śmietniki.
Chyba nie pisałem - od jakiś 2 tygodni śpimy w dużym pokoju, a Dominiś (jak na dużego rocznego chłopca przystało) sam w swoim pokoiku. I, o dziwo, wszyscy... śpimy lepiej. Malutki - wbrew obawom Natuszki - śpi jak suseł, budząc się zwykle najwcześniej o 3:00, często o 5:00 (w niedzielę - nawet o 7:10!), przy czym wyczołguję się z naszego łóżka, zabieram poduchę, idę do małego pokoju, przerzucam Dominisia na zwykłe łóżko, zwalam się koło niego, i za chwilę obydwoje lulamy jak susły :) Zdecydowanie:
- w małym pokoju we troje jest po prostu zbyt duszno - i zimą, i teraz, nie mówiąc już o lecie - a raczej nie wchodzi w grę otwieranie okna
- łóżka z Ikei są fajne - ale jak 2 dorosłe osoby śpią na rozkładanym łóżku z metalowym stelażem, to choćby nie wiem, jak chciały, i tak ten stelaż będzie skrzypiał przy jakichkolwiek ruchach, przewracaniu się z boku na bok (nawet jak sami zainteresowani tego hałasu nie są świadomi).
Malutki po prostu nas rozwala - intensywnością przemieszczania, płynnością podnoszenia się i wstawania, tym jak staje w łóżku, tym że zdarzało się że budził się, i zanim doszedłem do pokoju to sobie siedział w łóżeczku, albo leżał... dokładnie odwrotnie niż zwykle. Gada jak najęty, konwersuje, pięknie wykonuje coraz bardziej złożone polecenia. No i rozbraja swoim uśmiechem - na buźce w obecnej chwili pięknie opalonej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.
Pozdrawiam :)