Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

piątek, 6 kwietnia 2012

51. Przedświątecznie

Czas leci, i to gorzej niż masakrycznie.

Po bardzo pięknym poprzednim tygodniu, weekend - obowiązkowo - pod znakiem deszczu ze śniegiem i śniegu z akcentem na śnieg. W sobotę nie wystawialiśmy z Dominisiem głowy z domu - Natuszka tylko z teściową pojechały do fryzjera. Teściowa do dzisiaj nie może przeżyć, że fryzjerka (w jej mniemaniu) zbyt przycięła jej grzywkę - z czym cała reszta rodziny wcale się nie zgadza, wygląda fajnie, po prostu inaczej. 

W niedzielę zapakowaliśmy młodego i pojechaliśmy do kościoła z nim, pierwszy raz po jego przeziębieniu. Trochę nerwowy był, ale sporych rozmiarów palma, nabyta drogą kupna w Biedronce, zrobiła swoje, przyciągała uwagę i pierworodny nie szalał tak strasznie. 

W pracy byłem w sumie tak naprawdę tylko w poniedziałek, wczoraj i dzisiaj. We wtorek po wykładach w sumie dość krótko byłem w pracy, a w środę - wcale - bo zamiast pracy udało mi się wytargować z szefem, że pojadę na szkolenie ze zmian w KPC. Czasowo wyszło tak samo, nawet byłem w domu nieco wcześniej niż jak bym z pracy wrócił - a ciekawie mocno. Natomiast w sumie siedzenie i myślenie non stop od 8 do 19 to trochę długo. Męcząco, ale owocnie.

Dzisiaj już taki chillout. Pierwsza wtopa - rano na przystanku, stoimy bluzgając w duchu na spóźniający się autobus... który się nie spóźniał, tylko jechał wg rozkładu w dni wolne od nauki szkolnej, więc kilka minut później. Ale już w komunikacji - luźniej jakoś, spokojniej. Wszyscy jakby na zwolnionych obrotach. W pracy spokojnie, był czas na kilka rzeczy, na które normalnie tego czasu brakowało. I dobrze.

Niewiele musimy zrobić na święta - mamy zamówione ciasta, do odebrania dzisiaj (bardzo dobry serniczek, mniam). W niedzielę - na tzw. śniadanie wielkanocne jedziemy do moich rodziców, zobaczymy jak się zbierzemy. A w poniedziałek - do teściów, więc zostajemy "na dzielni". Pościbolimy jakieś sałatki, weźmiemy ciasto - chyba nikt nie nastawia się na jakieś wielkie obżarstwa jako cel tych świąt. Sprzątania gigantycznego nie planujemy - można by umyć okna od wewnątrz (myliśmy niedawno całe, jednak Dominiś z lubością je obmacuje i puka w nie łapkami, więc są dosłownie całe od środka umazane), ale zobaczymy. A, pranie wypadało by zrobić - a pogoda mogła by pomóc z suszeniem...

Wszystkim, którzy - mniej lub bardziej sporadycznie - zaglądają tutaj życzymy, aby te Święta były czasem wewnętrznego uspokojenia i wyhamowania, spędzonym w gronie najbliższych i kochanych osób, czasem na nadrabianie zaległości i cieszenie się sobą nawzajem; aby napełnił nasze serca pokojem i nadzieją.

1 komentarz:

  1. Wszystkiego najlepszego na te Swięta! Odpocznijcie sobie (należy się!), no i rodzinnie żeby było, i radośnie :-)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)