Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

wtorek, 21 lutego 2012

43. Choroba mamy

Zwrotki od spółdzielni i z US wróciły, czekamy. Tzn. do spółdzielni zadzwonię chyba jutro, bo wcześniej czasu nie było - żeby się dowiedzieć, do dalej. Nie chciałbym z nierozwiązanym problemem do wiosny doczekać, a punktem wyjścia wydaje mi się to, żeby ktoś w ogóle przyszedł i zobaczył te ściany. Tempo mają takie, że jakby w zeszłym tygodniu ktoś się pofatygował - widzieli by, poza zdjęciami, także w realu to, co jest problemem. Teraz zrobiło się cieplej i nic nie widać. 

Kasa za wadliwe obrazki wróciła, więc wreszcie można temat zamknąć i powiesić ten ostatni obrazek, składany z 5 części (z bliżej dla mnie niezrozumiałych przyczyn zwany tryptykiem; mnie uczyli że tryptyk to jest z 3 a nie 5 części). Ale musieli mnie oczywiście wkurzyć w międzyczasie - w weekend, w odpowiedzi na piątkowego maila, ze tydzień to trwa i miał być zwrot, a pieniędzy nie widzę, dostałem maila że to musi szef akceptować, a szef na urlopie, więc potrwa jeszcze. Szlag mnie trafił - mnie napisali, że ok i że mam czekać, a tu wychodzi, że to jakiś pan Kaziu napisał, podczas gdy szef na nic się nie zgodził - czyli zwodzą mnie. Jak odpisałem panu Kaziowi, że jak do poniedziałku do południa kasy nie oddadzą, to zgłaszam wszystko do Allegro i że niepoważni są - pieniądze przyszły od razu, uprzedzone grzecznym mailem w bardzo przepraszającym tonie. Ale co się nawkurzałem, to moje. 

Za to zamilkł koleś od trefnych maszynek Gillette. Przypadkiem jednak znalazłem stronkę poczty umożliwiającą śledzenie przesyłek poleconych i sprawdziłem sobie moją - odebrał, cwaniak, 16 lutego. Postraszę go jeszcze - jak nie odda kasy, sprawa idzie na Allegro i na Policję od razu. Oszustów (lewy towar) a do tego złodziei (bo kasy nie oddaje) trzeba tępić. 

Niestety, z moją mamą jest źle. Nadal jest w szpitalu i pewnie pobędzie - okazało się, że jest jakaś zmiana nowotworowa na jednym płucu, zaś na drugi jakieś inne coś. Obydwie sprawy do operacji, tylko się gęsto konsultują, jak, w jakiej kolejności itp. Czekamy od piątku. Najgorsze, że jest w szpitalu w P., więc kawał drogi. Myśmy z Dominisiem byli u pani doktor w sobotę (zdrów jak ryba, żadnej skazy białkowej, niczego, dowiedzieliśmy się sporo o tym, jak go karmić itp.), brat tylko u niej był. Ja dzwonię codziennie, przez telefon ma dużo lepszy głos niż ostatnimi czasy w domu, ale muszę pojechać teraz w weekend. Dziwnie tak - ostatnio relacje były luźne, kontakt słaby, ale to w końcu mama, jaka by nie była. Boję się i martwię. 

2 komentarze:

  1. A nie myślisz, że to na ścianach to grzyb?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze choroba kogoś z rodziny jest przykra a co dopiero mamy... Dużo zdrowia dla Niej.
    Myślę, że facet od żyletek też się w końcu wystraszy ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)