Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

czwartek, 27 stycznia 2011

Rosół czy nie rosół?

Wieczór niedzielny w knajpce wietnamskiej w Gdyni należał do sympatycznych, choć - z mojego punktu widzenia - niekoniecznie ze względu na jedzenie, które po prostu mi nie zasmakowało. Nie żeby było nie takie, za mało wietnamskie czy coś w tym stylu. To chyba jednak nie dla mnie. Obsługa przesympatyczna - dziewczyna o korzeniach najpewniej wietnamskich, płynna polszczyzna; kolega  (osoba wiedząca wszystko chyba o każdej knajpie) zdradził - studiująca na kierunku analogicznym z naszymi studiami. Jedzenie na pewno zdrowe, wyglądało na świeże. Jednak, gdy idę - nawet do zagranicznej - knajpy, w której zamawiam z menu coś, co ma w nazwie rosół, to oczekuję, że będzie to zbliżone do rosołu. Prosta i naturalna sugestia - rosół to rosół. A to, co dostałem, z rosołem miało niewiele/nic wspólnego. Przez co nie bardzo mi odpowiadało. Ja bym optował za wariantem - nazwa ichnia, a obsługa ew. na pytanie klienta podpowiadająca, z jakim daniem polskiej kuchni można porównać tę potrawę. 

Posiedzieliśmy, pogadaliśmy w gronie kilku osób. Miły wieczór, szczególnie Natuszce na pewno potrzebny, która po prostu umiera już z nudów w domku. 

Na poniedziałkowej szkole rodzenia dowiedzieliśmy się sporo o laktacji - wiele obalonych mitów (z których sporej części nie znałem :D) i 1 buteleczka 150 ml Tommee Tippee gratis :) Tak się w ogóle zdziwiłem - kobieta mówiła o tym, co i jak kupować; większość pań w ciąży mniej więcej tak zaawansowanej, jak Natuszki mojej - czy to oznacza, że oni mają zakupy jeszcze przed sobą? Może. Czyli że myśmy się tak pospieszyli? Wydaje mi się, że zrobiliśmy je w dobrym momencie, i mamy teraz spokój + czas na ew. dokupienie na spokojnie, jak się czegoś zapomniało. 

Wtorkowe popołudnie spędziłem w bibliotece mojego kochanego wydziału, siedząc nad skargą do WSA, jaką zamierzam złożyć odnośnie decyzji MS utrzymującej w mocy uchwałę odnośnie nieprzyjęcia mnie na aplikację. 30 stron bełkotu, i to w sporej części chyba na zasadzie kopiuj/wklej, bo ludzie którzy dostawali swoje odmowy wcześniej (nie zdarzyło się uwzględnienie) pisali mniej więcej o tym samym - a do tego nawet sprzeczności w zakresie omawiania tego samego pytania. I teraz bodajże do 3 lutego mam czas do napisania skargi, za którą - uwaga! - jeszcze 200 zł zapłacę. Tzn. sam bym odpuścił, gdybym miał płacić, bo wydatki są ważniejsze i to sporo potencjalnych jeszcze, ale mama sponsoruje. Jak straciłem wtedy na jesieni przeszło tydzień na napisanie 36 stron odwołania - to szkoda mi teraz to olać i zostawić, choćby dla ilości już włożonej pracy, no i tego, że wiem, że mam rację. Spróbuję w robocie popisać coś (słuchawki na uszy i jedziemy), no i w domku po pracy, żeby chociaż być obok Natuszki... Właściwie muszę pozbijać ich argumenty, udowodnić iż bazują na orzeczeniach-wyjątkach, i popowtarzać swoje argumenty z odwołania. Zobaczymy.

Wczoraj szwagierka z narzeczonym przyjechali po świnkę naszą wieczorem. Jak przyjechaliśmy nie tak dawno z wielkimi zakupami dziecięcymi z Wejherowa - stało się jasne, że kąt z klatką świnki jest nie tylko optymalnym, ale po prostu jedynym, gdzie wózek może stać, nie zagracając tej niewielkiej ilości przestrzeni, jaka nam pozostała. Teściowej opór zelżał, i zgodziła się - więc szwagierka mogła bez problemu zabrać Bobika. Nakupiliśmy karmy, wypucowaliśmy klatkę, oddaliśmy zapasy trocin, siana, kolby i wszystko - przyjechali i zabrali. Miejmy nadzieję, że nie będzie mu gorzej niż u nas. Złośliwy był ostatnio i strasznie wymuszał żarcie - ale pusto tak jakoś. Dzisiaj rano np. automatycznie pierwsze, co chciałem zrobić, to wziąć z lodówki marchewkę i ogórek i nakroić mu...

Wyjaśniła się sytuacja z windą. Tzn. wyjaśnił mi miły pan z firmy, która ją montowała, po kolejnej wczoraj rozmowie z mało rozgarniętą pańcią w ich call center, która w końcu przełączyła mnie do kogoś, kto coś wie (ona skupiała się na powtarzaniu, że ona nic nie wie). W windzie bowiem jest - na życzenie wspólnoty (?) - zabezpieczenie, aby osoby postronne nie mogły do piwnicy zjechać. Aby zjechać tam, konieczne jest przyłożenie w odpowiednim miejscu kasety windy breloczka - który firma przekazała administratorowi, tylko ten, nie dość że w ogóle nie poinformował o tym szczególe nikogo, nie wywiesił żadnej informacji, nic, że cokolwiek jest potrzebne do pełnego korzystania z windy, to jeszcze jakoś (2 tygodnie winda działa) nie udało mu się ich porozdawać mieszkańcom. Jak zadzwoniłem wczoraj i zapytałem o moje odkrycie - usłyszałem, że to oczywiste. Może dla niego, bo jest administratorem - dla mnie nie. Kolejna wtopa. Poszedłem i dał łaskawie taki breloczek, bo powiedziałem, że chcę korzystać i skoro on nie wie, kiedy i jak zostaną przekazane, to ja sam odbiorę swój. Nawet nic nie kwitowałem - spisał tylko jakiś numer na jakąś kartkę (kilka wpisów było - czyli nie tylko ja postanowiłem nie czekać, aż on sam zadziała i rozprowadzi to, co powinien zrobić już dawno) i dał. Sprawdziłem działa. A cała sytuacja - kolejny dowód kompetencji i podejścia naszego administratora do mieszkańców. Czyli - zrób sam, domyśl się, zgłoś, i nie licz, że sami coś zrobimy.

Wczoraj także zaliczyłem wizytę u laryngologa. Poza tym, że skończyła się receptą na woreczek leków za 100 zł polskich, nie dowiedziałem się generalnie, o co chodzi. Tzn. krtań ok, ale gardło rozpulchnione po długiej (eureka...) infekcji. Więc mam brać ok. 7 specyfików - syropki, psikacze i inne takie - i pojawić się za ok. miesiąc, aby pani stwierdziła, czy to pomogła. Jak nie - to przebąkiwała coś o alergii. Nie wiem, w życiu nikt mi testów nie robił. Może być ciekawie - okaże się, że na starość alergikiem jestem :) 

Natuszka zapuszcza korzenie w domku, za wyszywanie się wzięła - będąc u rodziców w poniedziałek nabyła drogą kupna obrazek. Nudzi się, biedactwo, ale ja to rozumiem. No i coraz ciężej. Nóżki bolą, puchną, więc staram się masować. Dzielne maleństwo :)

Mówią tyle o powrocie zimy, o śniegach itp. Niby coś popadało - ale niezbyt. Coś tam białego na ulicach leży, ale żeby było dużo? Mrozik lekki jest, sympatycznie.

2 komentarze:

  1. tez na szkole rodzenia dostalismy te butelke i jak dla mnie porazka

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałby kto, że korzystanie z windy może być tak pokomplikowane ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)