Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Jak w święta schudnąć i do tego je sobie przedłużyć

Te nasze święta miały dość nieprzewidziany przebieg, daleki od założeń i planów. 

Już w nocy z 23 na 24 grudnia. Obudziłem się z łbem jak bania, gorączką i bolącymi gnatami. Termometr prawdę ci powie - i tym razem oscylowała ona pomiędzy 37 a 38,5. Niby sporo - ale jak na moje możliwości nie tak tragicznie (w młodości kilka razy słupek rtęci mi się kończył...). Ale że młodość wspomniana to zamierzchła przeszłość - czułem się niezbyt ciekawie. A tu trzeba było sprzątnąć mieszkanie, umyć podłogi i zapakować się na wyjazd do teściów. Cóż, to posprzątaliśmy, spociłem się jak dziki, i byłem w jeszcze gorszej formie. 

Jak teściu przyjechał, zanim pojechaliśmy, poszliśmy do apteki i wyszedłem z moją ulubioną pyralginą - broń ostateczna, choć po prawdzie na taką gorączkę niewiele innych rzeczy, przynajmniej u mnie, działało. Jak wtaszczyliśmy się do teściów na 4 piętro z tobołami i prezentami, to myślałem, że umrę. Szybko pigułka i walnąłem się w jednym pokoju. Generalnie, z niewielką przerwą na kolację wigilijną, leżałem, ni to śpiąc, ni to  nie śpiąc, czując się fatalnie. Na noc eksmitowałem szwagierkę - poszła spać z żonką w gościnnym pokoju, a ja sam u niej, żeby nie zarażać (wtedy nie wiedziałem jeszcze, czym). Za dużo nie pospałem, bo z taką gorączką się nie da. 

W sobotę nieco lepiej, choć i tak większość czasu w pozycji horyzontalnej. Gorączka mniejsza, gnaty mniej bolały, i już nie tak zimno. Za to - tadam - zaczęło mnie drapać tym razem gardło. Na razie nieśmiało, delikatnie, ale odczuwalnie. I dalej byłem bardzo słaby, więc rano zadzwoniłem do rodziców, że nici z pomysłu odwiedzenia ich tego dnia. Zresztą, technicznie też by było trudno - wszystko tak zasypało, że połowa osobówek nie była w stanie ruszyć na osiedlu. Teściu wieczorem zaproponował wódeczki przed spaniem (z cyklu od razu cię na nogi postawi!), ale grzecznie odmówiłem. Nic mi nie smakowało w ogóle, jeść mi się nie chciało - po pobycie u nich na święta... schudłem 2 kg :) Więc tym bardziej wódeczki. 

Noc była znośna, za to gardło w II dzień świąt - mniej. Generalnie czułem się całkiem blisko normalności, choć słabo, za to gardło coraz bardziej odmawiało posłuszeństwa. Zacząłem pokasływać coraz mocniej, krztusić się itp. No i moja mowa coraz dziwniejsza była - coś w deseń Dartha Vadera. Jak taksówką wróciliśmy wieczorem od teściów - to po rozmowie z żonką... generalnie prawie straciłem głos. Położyliśmy się razem - plecami do siebie, z mocnym moim postanowieniem kaszlenia tylko w ścianę. Starałem się, ale budziłem się tak co godzinę chyba. Beznadziejna no. 

Rano dopadłem do LuxMedu, obejrzała i osłuchała mnie miła pani. Wyrok - zapalenie... czego? Nie, nie gardła. Krtani. Tygodniowe zwolnienie, i zapytana przeze mnie, po zobrazowaniu stanu faktycznego (ja: zarażający chory; żonka - zdrowa ciężarówka w 7 m-cu; warunki bytowe - pokój sztuk jeden z aneksem kuchennym), zasugerowała, żeby jednak może żonkę wysłać z powrotem do teściów. Był bunt, i samemu mi bardzo źle i smutno, ale pojechała. Mam nadzieję, 2-3 dni max. Chodzi o to, żebym do woli kaszlał sobie sam na siebie, żarł leki i wyzdrowiał. Nie możemy ryzykować maleństwa naszego, czy jej zdrowia - a z chorobami to u niej trudniej, jak u mnie. 

Wygląda więc to tak, że jestem chwilowo słomianym wdowcem, w sumie na własne życzenie, ale zawsze. Sam... ze świnką morską. Zimno, sweter, dwie pary skarpetek, hektolitry płynów (bezalkoholowych) żeby zalać czymś kaszel, chusteczki, kilka książek (od Gwiazdorka) i tv. Morze możliwości, prawda?

A tak serio - o zdrówko najpierw dla żonki i maluszka naszego, a potem - jak wystarczy - to i swoje proszę. I teściów też, bo podziębieni byli. 

>>>

Z innej nieco beczki, choć w świątecznym także klimacie - głównie dla panów - jeśli macie takie myśli, to do bycia tatusiami nie dorośliście

5 komentarzy:

  1. wiesz co, bardzo cie lubie, fajny z ciebie facet, zdrowiej i zdrowko dla reszty rodzinki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowia więc życzę i Natalii i Dominikowi i oczywiście Tobie, bo to Ty na chwilę obecną najbardziej go potrzebujesz ;-)
    Co do bycia tatusiem... Wielu mężczyzn przeżywa pojawienie się dziecka właśnie tak, jak ta osoba. To skutek błędów nie jego, a jego rodziców, skoro miał takie odczucia związane z pojawieniem się siostry. Mało jest mężczyzn, którzy reagują jak Ty na pojawienie się nowej osoby w rodzinie :-) Kobieta ma 9 miesięcy na stanie się matką, mężczyzna zwykle zaczyna coś czuć, gdy dziecko zaczyna nawiązywać kontakt z otoczeniem (np. kopniaki z brzuszka). Ja uważam, że dziecko dobrze mu zrobi, a faktem jest, że kobiety i rodziny szybko podporządkowują swoje życie dziecku i że mężczyzna często ucieka nawet nie na drugi plan. A przecież szczęście dziecka zależy od szczęścia jego rodziców. No i wygląda na to, że jego żona sama podjęła decyzję o posiadaniu dziecka, że plany były inne... Mogę długo o tym pisać. Uważam jednak, że będzie dobrym ojcem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ksiądz katolicki ojcem? Czy ich nie obowiązuje celibat? Trochę kontrowersyjne. Ale luzik. Dla mnie celibat jest kontrowersyjny, ale to już temat na książkę. Zdrowia życzę Tobie i całej Rodzince :)
    Klepsydra

    OdpowiedzUsuń
  4. Ksiądz katolicki ojcem?

    Hmm, chyba nie zrozumiałeś tekstu. Napisał go ksiądz, i opisał sytuację, hipotetyczną, żeby przedstawić pewne dziwaczne podejście ludzi.

    Nie napisał nigdzie, że mówi o sobie i swoim niby to dziecku.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)