Dobrze jest być takim ojcem-mistrzem jak Joda z "Gwiezdnych Wojen". On nie ochrzaniał Luke'a, że nie umie, używając mocy, podnieść statku z bagna - tylko tak nim pokierował, że Luke był do tego zdolny, nauczył się tego.

czwartek, 24 stycznia 2013

65. Heeej, kolęda...

W niedzielę nam się przypomniało - w poniedziałek kolęda. 

Rok temu problemu nie było - Dominiś był tak malutki, że wiadomo było, poprosimy o przyjście w porze po jego uśpieniu. W tym roku - zdecydowanie widać było, że ten numer nie przejdzie, ponieważ pierworodny bacznie obserwował przygotowania. W końcu nie codziennie mama zmienia obrus na stole w dużym pokoju na biały, a tata grzebie gdzieś w odmętach szafy w poszukiwaniu "sprzętu" kolędowego. Sprzęt się znalazł, tylko że okazało się, że jedna ze świeczek się obraziła i nie dała się zapalić. No to ją schowaliśmy, dziarsko udając, że w zestawie z krzyżykiem tylko jedna była (w życiu takiego zestawu nie widziałem). 

Wpadliśmy po pracy do domu, rzuciliśmy się do mycia małego. Poszło sprawnie, kolacyjkę zjadł, no i zaczynamy go usypiać przy ulubionej bajce. I zonk. Bo my już prawie usnęliśmy we dwoje - a on nic. Widać, że obserwuje. Cały czas tylko "koń, koń!". Koń - jego bajeczka z kanału Baby First, chyba Tęczowy koń czy jakoś tak. Ale ta bajeczka już była - bo była - więc mu tłumaczymy, że nie będzie już dzisiaj. On dalej swoje. 

Przyszła kolęda, oczywiście młody cały w skowronkach. Trudno :) Baliśmy się, żeby nie wył - ksiądz w białej komży, a on ma straszną awersję do osób w bieli w związku z wizytami u lekarza, których nie znosi. Przyszedł, zaśpiewał kolędę - malutki tylko buźkę szerzej otwierał. Pomodliliśmy się, ministranci poszli, usiedliśmy - Dominiczek też, u mamy na kolanach. Owszem, mniej gadatliwy, bo to w końcu obcy, ale dalej zainteresowany. Obserwował, uśmiechał się, powiedział kilka słów. Ksiądz pogadał, wypił herbatę, serniczka kawałek zjadł, zostawił obrazki - jeden dla nas, jeden dla małego - i poszedł. Dziecko zachwycone, chociaż z tego zachwytu lekko pogięło obrazek. 

Dopiero następnego dnia doszliśmy do tego, że ów koń, o którym mówił mały, to była jego uproszczona wersja słowa "ksiądz"...

A jak we wtorek Natuszka odbierała go od dziadków - okazało się, że oni wszystko już wiedzą. Po prostu mały wszystko opowiedział. Że przyszedł ksiądz, że miał czapkę, że miał szalik, że zostawił mu obrazek. I to nie dukając czy coś - dokładnie opowiedział. Niesamowity on jest :) a nie ma 2 lat jeszcze. 

Hej, kolęęęęęda, kolęęęęęęęęeeeda... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz skomentować któryś z tekstów.

Pozdrawiam :)